Domyślamy się, że wysoko na liście jest Subaru Impreza, ale naszym zwycięzcą jest chyba ten koncepcyjny, elektryczny samochód Nissana o wdzięcznej nazwie Pivo.
Nie wygląda za dobrze, prawda? Jest bardzo japoński i… bardzo dziwny. Ale taki ma być. Główny zamysł, który przyświecał konstrukorom tego auta, było maksymalne uproszczenie jazdy miejskiej i – przede wszystkim – parkowania. W zatłoczonych i bardzo ciasnych japońskich miastach, to ma sens.
Ten koncept doczekał się aż trzech generacji. Żadna z nich nie weszła na rynek, ale należy traktować je raczej jako pokaz możliwości inżynierów. Pivo ma zaskakiwać.
Pierwsza generacja (zaprezentowana w 2005 roku) zaskakiwała więc obrotową kabiną. Niezależnie od tego, w jak ciasnym miejscu zaparkowałby hipotetyczny kierowca Pivo (hipotetyczny, bo przecież to prototyp), mógłby obrócić kabinę wokół własnej osi i wysiąść z tej strony, z której akurat miałby nieco przestrzeni.
W drugiej generacji (2007 r.) rozwiązano problem z parkowaniem równoległym. Koła zostały umieszczone na specjalnych ruchomych konstrukcjach i mogły przekręcić się w taki sposób, że zamiast kombinować z cofaniem i kręceniem, dało się podjechać tylko nieco w bok, wpasowując się idealnie w miejsce.
Trzecia generacja (2011 r.) całkowicie wyręcza kierowcę z parkowania. Da się to zrobić zdalnie, wydając autu polecenia z poziomu smartfona. Gdy auto parkuje, my możemy iśc na zakupy. Albo na Pivo…
Mikołaj Adamczuk
fot. Nissan