Centrum Infiniti wprowadza na polski rynek największego dotąd SUV-a. O ile nie jest to może ukochany segment miłośników motoryzacji, to QX60 zdecydowanie ma swój urok.
Model ten nie jest nowy. Oferowany był już od kilku lat w USA, a w 2016 roku przeszedł facelifting. Wiek zdradzają między innymi projekt kokpitu czy dosadnie mówiąc przestarzały system multimedialny. Bardzo łatwo jest jednak wybaczyć te bolączki, bo Infiniti w zupełnie inny sposób pokazuje co potrafi.
Przede wszystkim jest bardzo wygodne.
Komfort tego SUV-a stoi na najwyższym poziomie. Resorowanie, ilość miejsca w środku czy wyciszenie kabiny są znakomite. Podróżowanie QX60 odpręża, jest do cna amerykańskie i jest ogromną zaletą w świecie, w którym co drugi SUV emanuje sportowym zacięciem. Infiniti postawiło w QX60 na komfortowo zestrojone zawieszenie, proporcje nadwozia które zagwarantują maksymalną ilość przestrzeni dla pasażerów, aż wreszcie na sprawdzone rozwiązania techniczne. Z małą uwagą, że z 3,5-litrową V6 sparowana jest tu skrzynia CVT zamiast klasycznego automatu. Dobre rozwiązanie? Musiałbym spędzić za kierownicą auta nieco więcej czasu by jednoznacznie i obiektywnie to ocenić. Podczas prezentacji dało się jednak zauważyć, że silnik nie wyje podczas przyspieszania. Jego spore pokłady momentu obrotowego pozwalają na sprawne przyspieszenia, a symulacja przełożeń przez skrzynię bezstopniową daje poczucie obcowania z hydrokinetyczną przekładnią.
Zwinny jak SUV?
Miłym zaskoczeniem jest łatwość manewrowania tym niemal 5,1-metrowym kolosem. Zwrotność jest bardzo przyzwoita, co miałem okazję sprawdzić już podczas opuszczania terenu prezentacji wyjątkowo ciasnym zjazdem. Typowo dla Infiniti mamy tu również system kamer wspomagających parkowanie.
Pojemny – jak SUV.
Prawie 5,1 metra długości znajduje tu swoje uzasadnienie w kabinie. Mam 190 cm wzrostu i bez problemu mieszczę się w każdym z trzech rzędów siedzeń. Podróż w ostatnim z nich nie byłaby może wymarzona, ale osoby mierzące około 180 powinny móc jeździć „na dostawkę” bez żadnych niedogodności. Nawet wsiadanie na ostatnie miejsca odbywa się bez bólu.
Nie będzie zaskoczeniem fakt, że w 7-osobowej konfiguracji pojemność bagażnika jest mocno ograniczona. Parę kabinówek powinno jednak wejść bez problemu, bowiem producent chwali się 447 litrami dostępnej przestrzeni. Jeśli zamiast licznego grona znajomych wolicie spakować więcej bagażu, możecie pojechać w 5 osób i zabrać tyle rzeczy ile dusza zapragnie. 1155 litrów jest do waszej dyspozycji. Brzmi nieźle.
Podróż umila również wspomniane już wyciszenie. Potrójna szyba przednia gra tu do jednej bramki z systemem aktywnej redukcji szumów. W praktyce doznania akustyczne są tu jak najbardziej „premium” bo niezależnie od tego czy toczymy się w korku czy pędzimy drogą ekspresową, do naszych uszu dobiegają przyjemnie wytłumione dźwięki. Nie wiem czy mieliście przyjemność słuchać brzmienia japońskiej V6 produkcji Infiniti. Jeśli nie to uwierzcie na słowo, że jej gang jest naprawdę piękny. Nawet mimo braku sportowego wydechu i jednej, smutnie skierowanej w dół końcówce układu chowającej się pod zderzakiem.
Drogi jak SUV.
Taka przyjemność musi kosztować swoje. Centrum Infiniti wyceniło nowy model na minimum 359 tys. złotych. Sporo, ale otrzymujemy w tej cenie kawał wozu, na dodatek kompletnie wyposażonego. Na polski rynek trafią bowiem tylko dwie topowe wersje Elite i High Tech. Tania nie będzie również eksploatacja, gdyż samochód potrafi spalić dobre kilkanaście litrów na setkę. Ale taka jest cena za możliwość komfortowego wożenia sześciu pasażerów w iście amerykańskim stylu. Plany sprzedażowe to kilkadziesiąt sztuk do końca roku. Coś czuję, że na Infiniti QX60 znajdą się chętni, zmęczeni SUV-ami, które udają auta sportowe. Niech żyje komfort, relaks i sześć cylindrów.
Tekst i zdjęcia: Maciek Lubczyński