Nie tak dawno temu Bartek sprawdzał tego samego Tucson’a podczas swojego testu. Dokładnie opisał wszystkie jego wady oraz zalety, dlatego też ja postanowiłem zapakować do niego trochę bagaży oraz dodatkowego pasażera i wybrać się na tygodniowy urlop nad polskie morze.
Słów parę o praktyczności
Tucson nie należy do małych samochodów – na długość mierzy on 4500 mm, na szerokość 1865 mm, a na wysokość 16500 mm. Dlaczego o tym wspominam na samym początku testu? Otóż dlatego, że wymiary zewnętrzne obiecują nam przestronne wnętrze, jednak w praktyce okazuje się być ono dosyć mało ustawne.
Tygodniowy wyjazd nad morze w dwie osoby z „futrzastym” przyjacielem wymaga zabrania ze sobą nie tylko sporej ilość ubrań (pogoda potrafi być bardzo różna), ale także kilka dodatkowych akcesoriów dla zwierzaka. Do bagażnika o pojemności 616 litrów udało nam się zmieścić dwie duże walizki, parę plecaków i w zasadzie to tyle. Niby nie jest on mały, ale brakuje w nim trochę ustawności. Do półki jest dosyć nisko, jest on też na tyle krótki, że zmieszczenie jednej z walizek okupione było postawieniem oparcia kanapy do pionu, w innym wypadku klapa bagażnika nie chciała się domknąć. Cała reszta bagaży znalazła swoje miejsce na kanapie z tyłu. Być może to kwestia zabrania ze sobą zbyt dużej ilości rzeczy albo kiepskiego pakowania, jednak gdyby poza nami były jeszcze dodatkowe osoby to nie za bardzo wyobrażam sobie zapakowanie ich toreb.
Sama kabina faktycznie nie rozczarowuje pod względem ilości miejsca. Fotele są wystarczająco wygodne i po trasie nad morze kręgosłup nie dawał o sobie znać. Do tego są one wentylowane oraz podgrzewane. Narzekać nie można także na ilość schowków, uchwytów czy półeczek – tego wewnątrz jest sporo i bez problemu da się rozmieścić wszystko tak by było pod ręką.
Minusem natomiast jest praktyczność deski rozdzielczej – ze względu na całą masę błyszczącego, czarnego plastiku okropnie trudno jest ją utrzymać w czystości. Kurz i wszystkie inne latające „śmieci” skutecznie przyczepiają się do połyskującego tworzywa. Dodajcie do tego jeszcze mocno widoczne odciski palców (niemal wszystkie przyciski są dotykowe) i odbłyski światła w słońcu, a finalnie otrzymacie chyba najbardziej irytującą rzecz w nowym Tucsonie. Jeśli jesteście estetami tak jak ja, to będzie Was to niesamowicie drażniło.
Jak jeździ się Tucsonem?
Przyznać muszę, że kompaktowy SUV Koreańczyków jest bardzo przyjemnym samochodem do połykania kilometrów. Zawieszenie jest komfortowe i przyjemnie radzi sobie z wybieraniem nierówności. Podczas jazdy z prędkościami autostradowymi w kabinie da się usłyszeć delikatne szumy wiatru z okolic lusterek. Podwozie oraz nadkola zostały solidnie odizolowane, dzięki czemu w ogólnym rozrachunku wyciszenie wnętrza stoi na dobrym poziomie. Układ kierowniczy jest dobrze wyważony – Tucson pewnie zmierza w zadanym kierunku i nie wymaga od nas stałego korygowania toru jazdy czy pilnowania samochodu. Ze względu na zastosowanie tutaj „klasycznego” automatu, a nie bezstopniowej przekładni CVT samochód w trasie nie wyje i dokładanie mu kolejnych kilogramów bagażem nie robi na nim specjalnego wrażenia.
Na pokładzie Hyundai’a znalazła się cała masa asystentów jazdy. Do większości z nich nie mam większych zastrzeżeń – choć czuć w ich działaniu upływ czasu to dają one faktycznie poczucie bezpieczeństwa i wsparcia podczas jazdy. Dosyć kiepsko działa niestety asystent pasa ruchu. Często zdarzało mu się błędnie odczytać linie i z uporem spychać samochód w zupełnie inne miejsce niż powinien jechać. W mieście bardzo często trzeba siłować się z kierownicą. Na trasie, podczas korzystania z adaptacyjnego tempomatu nieustannie pojawia się komunikat o trzymaniu rąk na kierownicy pomimo też, iż znajdują się one na niej. Ten element wymaga w Tucson poprawy.
Na jednym baku da się przejechać nawet 700 kilometrów
Zużycie paliwa na drogach ekspresowych według komputera pokładowego to 7,4 litra. Nie uznałbym tego wyniku ani za wybitnie zły, ani za przesadnie dobry. Taka norma dla tego typu samochodu. W mieście jest oczywiście znacznie lepiej – nie raz udawało mi się zejść do okolic 5 litrów. Tutaj widać przewagę napędu hybrydowego. Przy prędkościach autostradowych zużycie paliwa skakało do około 9 litrów co jest już w mojej ocenie wynikiem nieco za wysokim.
Cennikowo za taką konfigurację Tucson’a jaką widzicie na zdjęciach trzeba zapłacić 230 500 zł. Z ciekawości sprawdziłem, jak wygląda sprawa z podobnie wyposażoną Toyotą Rav4 z 222–konnym układem hybrydowym. Za japońską propozycję trzeba zapłacić nieco więcej, bo 237 700 zł.
Całościowo Tucson poza dosyć mało ustawnym bagażnikiem i średnio działającym asystentem pasa ruchu bardzo dzielnie poradził sobie z postawionym mu zadaniem. Jest to komfortowy i odprężający w trasie samochód, a o to chyba chodzi w tego typu konstrukcjach by w jak najlepszych warunkach przewieźć pasażerów z jednego punktu do drugiego. Po pokonaniu nim ponad 1200 kilometrów ani razu nie poczułem w nim zmęczenia czy dyskomfortu. Być może Toyota zużyłaby trochę mniej paliwa w trasie, ale Hyundai bardziej trafia do mnie swoim designem i klasyczną przekładnią automatyczną.
Jakub Głąb