Rok temu, Hyundai zaprezentował zjawiskowo prezentujący się koncept Prophecy. Kilka dni temu, miałem okazję zobaczyć produkcyjną wersję tego samochodu i trochę żałuję, że IONIQ 6 nie mógł pozostać trochę bardziej konceptem. Mimo tego, dalej jest na co popatrzeć, ale po kolei.
Ioniq, początkowo jako model, oferowany był w wersjach z napędem hybrydowym (jako HEV i PHEV) oraz w pełni elektrycznym. Biorąc pod uwagę sylwetkę oraz wymiary auta, nie trudno było się domyślić, iż koreański producent, swoim samochodem, chciał podebrać klientów Toyocie Prius. Na ile ten pomysł był trafiony, trudno powiedzieć, bo Hyundai miał wobec Ioniq-a bardziej ambitne plany. Zanim jeszcze zakończono produkcję kompaktu (w połowie 2022 r.), światło dzienne ujrzał pierwszy samochód elektryczny nowej linii IONIQ.
IONIQ 5, mimo iż wygląda jak bardzo duży hatchback, to jest tak naprawdę crossoverem wielkości Skody Enyaq, czy Nissana Ariya. I mimo, że widziałem to auto parę razy na ulicy, to jest to dla mnie lekkim szokiem. Po pierwsze, IONIQ 5 ma prześwit niewiele większy (16 cm), niż w np. Elantrze (15 cm). Ten centymetr sprawia, że auto z miejsca awansuje do rangi crossovera. Druga rzecz, to nadwozie. Masywne, kanciaste, z charakterystycznymi, pikselowymi elementami świetlnymi, prezentuje się z jednej strony co najmniej intrygująco. Z drugiej zaś, przypomina karykaturalne drewniane rzeźby, spotykane na Krupówkach, albo przy bardziej obleganych szlakach turystycznych. W 2021 roku zaprezentowano koleją wizję elektrycznego Hyundaia, i ten koncept był już zupełnie inny od „piątki”.
Geneza IONIQ-a 6
Prophecy, o ile z przodu, prezentowało się trochę po japońsku (uwaga, suchar: „jako tako”), tak tylna część nadwozia sprawiała, że na jej widok miękły nogi w kolanach. Opadająca w charakterystyczny sposób linia dachu, napompowane błotniki i spoiler w stylu Whale tail, przywodziły na myśl dwie rzeczy: 1. Koreańskie Porsche i 2. Dlaczego niemiecki producent nie wpadł na to wcześniej? Hyundai wyglądał tak, jak powinna prezentować się Panamera, albo Taycan. W czwartek, przed długim listopadowym weekendem, miałem okazję zobaczyć finalną wersję IONIQ-a 6 i choć wszyscy zaproszeni byli zachwyceni nietypową sylwetką samochodu, tak część z nas trochę narzekała na wąską talię „szóstki”. Auto mogło trochę więcej odziedziczyć z koncepcyjnego modelu.
Słowo klucz w stylizacji IONIQ-a, to Streamliner, co w skrócie oznacza stylizację nadwozia, maksymalnie skupioną na jak najniższym współczynniku oporu powietrza. „6” może pochwalić się jednym z najlepszych wyników w swoim segmencie (Cx = 0,21) i nie jest to zasługa jedynie opływowego nadwozia. Większy z elektrycznych Hyundaiów jest wyposażony w aktywne wloty powietrza, otwierające się tylko wtedy, kiedy to potrzebne. Jest to też pierwszy model koreańskiego producenta, standardowo wyposażony w kamery, zamiast bocznych lusterek. Największym smaczkiem stylizacyjnym (poza tyłem samym w sobie) jest jednak spoiler z wbudowanym trzecim światłem STOP. Nie pamiętam, by wcześniej na prezentacji jakiegokolwiek innego samochodu, lewy pedał był tak chętnie naciskany, ku uciesze zebranej gawiedzi, jak tutaj.
Streamliner na zewnątrz, a co w środku?
Nie będzie to chyba dla nikogo niespodzianką, jeśli powiem, że deska rozdzielcza jest zdominowana przez ekrany. Para na skraju kokpitu wyświetla obraz z sąsiadujących kamer. Pozostała część, to już klasyczny zestaw, zagospodarowany na wskaźniki oraz centrum multimedialne. Nie jest jednak tak, że cała szerokość kokpitu poświęcona jest wyświetlaczom. Pasażer nie doczekał się własnego ekranu, jak np. w Mercedesie, czy Porsche, ale czy to wada? Chyba nie, bo odnoszę wrażenie, że w całym pędzie za digitalizacją czegokolwiek, trochę już idziemy za daleko. Cieszy też to, że Hyundai nie zrezygnował z fizycznych przełączników.
Poza ekranem centralnym, nie uświadczymy tu dotykowych paneli, czy wielofunkcyjnych przycisków haptycznych, co dla mnie wcale nie jest wadą. Digitalizowane „guziki” może i wyglądają ładnie, ale do pierwszego użycia. Potem już szpecą zebranymi odciskami palców (co szczególnie widać, kiedy auto jest wyłączone). Poza tym, nie są wygodne i często można coś wybrać zupełnie przypadkowo. Inne elementy, które polubisz? Ambientowe oświetlenie, które w połączeniu z odpowiednio stylizowanymi panelami wnętrza, prezentuje się bardzo efektownie. Innym smaczkiem są aluminiowe nakładki pedałów z plusem i minusem. Nie jestem jednak przekonany do kształtu kierownicy, która moim zdaniem, mogłaby być bardziej streamlinerowa. Bo w sumie wnętrze, poza mniejszą ilością miejsca na głowę z tyłu, nie nawiązuje w żaden sposób do tego, czym wyróżnia się IONIQ 6 na zewnątrz.
Niezłe osiągi już w bazowym wariancie
A jak wygląda kwestia napędu. Ci, co jeździli IONIQ-iem 5, zgodnie twierdzą, że „szóstka” przejęła napęd od mniejszego modelu. Być może. Niemniej jednak podstawowy wariant, to 151 KM, sprzężony z baterią 53 kWh. Zanim jednak zaczniecie się śmiać z dość skromnej mocy, dodam, że producent deklaruje tu sprint do „setki” na poziomie niespełna 9 sekund. Całkiem przyzwoicie. Średnie zużycie prądu na poziomie niespełna 14 kWh/100 km też powinno zrobić wrażenie. Sceptyków nie usatysfakcjonuje za to zasięg. Ten, w trasie pozwala pokonać do 429 km. Oczywiście, jeśli zdecydujesz się na wyrzeczenia. Co innego prędkość maksymalna. Zarówno bazowy, 151-konny wariant, jak i topowy, o mocy 325 KM, rozpędzają się do 185 km/h (tyle, że ostatni, zrobi to dużo szybciej. Przyspieszenie 0-100 km/h trwa tu nieco ponad 5 sekund). A, zapomniałbym. Samochód oferowany jest z napędem na tył, bądź AWD dla najmocniejszej wersji silnikowej.
W ofercie elektrycznego sedana znalazł się jeszcze jeden wariant — większa bateria z „pędzonym tyłem”. 224 konie mechaniczne i 350 Nm nie tylko będą mogły pozwolić na szaleństwa, ale przede wszystkim taki wariant (przy 18 calowych felgach), ma zapewnić zasięg na poziomie 614 km. I to jak najbardziej realnych! Specjalnie nie poruszam kwestii szybkości ładowania — przynajmniej do teraz — a to dlatego, że nie spotkałem się jeszcze na „naszym podwórku” z wystarczająco wydajnymi ładowarkami (poza oczywiście superchargerami Tesli, ale nigdy z nich nie korzystałem). Jeśli cię to jednak bardzo frapuje, to IONIQ 6 jest w stanie przyjmować prąd z ładowarek o mocy do 239 kW. Dzięki temu, w przerwie na kawę, samochód naładuje się na kolejne 350 km. Na bardziej popularnych, 50 kW ładowarkach, osiągnięcie 80% naładowania baterii (przy wyjściowych 10%) powinna zająć średnio około godziny.
Na koniec ceny. Tych jeszcze nie podano do wiadomości, ale pierwsze europejskie egzemplarze są już w produkcji od blisko tygodnia i pojawią się na „Starym Kontynencie” najwcześniej na przełomie roku. Producent i tak może ogłosić sukces „szóstki”, ponieważ 24 godziny od debiutu modelu na rodzimym rynku, Hyundai zebrał 37 tysięcy zamówień na IONIQ-a 6.
Marcin Koński