Czerpiąc z sierpniowych upałów, ale też przez pandemię tegoroczny urlop postanowiłem spędzić w Polsce. Kierunek padł na Dolny Śląsk i tamtejsze rejony. Biorąc pod uwagę popularność niekonwencjonalnych napędów – na wycieczkę wziąłem Subaru XV.
W pełni elektrycznym samochodem jeszcze bym się bał jechać na urlop. W końcu ma być to czas odpoczynku – nie tylko fizycznego, ale też psychicznego, a ciągłe spoglądanie na uciekający zasięg to rozrywka nie w moim stylu.
Dzień 1
Trasę zaczynam standardowo w stolicy Małopolski. Na zdjęciu zobaczycie auto na platformie w moim garażu. To dość dziwne rozwiązanie, ale Subaru XV ze swoimi kompaktowymi rozmiarami (4,46 m długości) nie miało problemów by wpasować się w dane miejsce.
Na szczęście auto jest też zwykłą hybrydą (bez ładowania z wtyczki), więc nie musiałem kombinować z przedłużaczem, bo wzorem nowego budownictwa w podziemnym garażu gniazdek brak.
Jeśli chodzi o względy ładunkowe – 380-litrowy bagażnik spokojnie wystarczył na zapakowanie dwójki dorosłych osób na kilkudniowy wyjazd. Przeszkadza trochę wysoki próg załadunkowy, ale dzięki temu po złożeniu tylnych siedzeń mamy płaską pogodę. Poza tym gdzieś musiały zmieścić się baterie.
Dzień 2
Pierwszym punktem na naszej mapie urlopowego zwiedzania był zamek Moszna. Ciekawa budowla w województwie opolskim z zewnątrz robi naprawdę ogromne wrażenie. Na pewno w sieci widzieliście zdjęcia tej przepięknej architektury. Od razu dodam, że zdecydowanie ładniej zamek wygląda z zewnątrz niż w środku. Poza tym był to kiedyś letni pałac, a po pożarze niemieccy właściciele postanowili lekko go rozbudować. Trzeba przyznać, że trochę ich poniosło.
Kolejnym zamkiem, a raczej pałacem na mojej drodze była monumentalna budowla, która po prostu zwróciła naszą uwagę z jezdni. Nie sposób było do niej nie wstąpić, bo Pałac Marianny Orańskiej w Kamieńcu Ząbkowickim ze swoim wielkim ogrodem wygląda świetnie. Co ważne budynek, i całe otoczenie jest ciągle w remoncie, ale sporo jest już zrobione.
Wróćmy jednak do auta – do takich cudów architektury bardziej pasowałaby jakaś limuzyna, a nie napompowany kompakt o wyższym prześwicie, ale znalazłem cechę wspólną. Właścicielami powyższych posiadłości niestety nie byli Polacy, a przedstawiciele zachodniej Europy. Subaru też bardziej preferuje takich klientów, ponieważ cena auta nadal podawana jest w euro. Przedstawiony egzemplarz kosztuje około 32 tysięcy euro, więc w złotówkach cena codziennie jest inna.
Dzień 3
Po paru dniach jazdy, wnętrze Subaru XV dobrze znosiło swoich pasażerów. Automatyczna (dwustrefowa) klimatyzacja radziła sobie z sierpniowymi upałami, a w razie czego pomagał elektryczny szyberdach. Niestety skórzane fotele i kierownica dość szybko nagrzewały się na Słońcu, ale biały lakier auta skutecznie hamował ukrop w środku. W chłodne wieczory natomiast pomagały podgrzewane siedzenia i kierownica.
Jeśli chodzi o względy praktyczne, Subaru XV miało aż 3 wejścia USB, cupholdery oraz miękkie podłokietniki. To wszystko dobrze komponowało się z wielokilometrową trasą. O przyjemniejszą podroż dbał system infomedialny (dotykowy ekran skrywał nawigację TOMTOMa, audio oraz łączność z telefonem – również przez AndroidAuto lub CarPlay) oraz akceptowalne wyciszenie auta.
Celem tego dnia był Zamek Książ. Trzeba przyznać, że nie bez powodu to jeden z najładniejszych tego typu obiektów w Polsce. Położony na wzgórzu z piękną panoramą i sporą pracą włożoną w renowację jest to punkt obowiązkowy dla fanów takich atrakcji. Jedno z ważniejszych miejsc w Wałbrzychu zdecydowanie zaskakuje swoją architekturą zewnętrzną, jak również w środku. Szereg sal i komnat pokazuje rozmach właścicieli, którzy naprawdę mieli kosmiczne pomysły. Nie wierzycie? To co powiecie na fakt, że wybudowali oni w niedalekiej odległości sztuczne ruiny starego zamku, żeby mogli pochwalić się przed znajomymi, że w ich okolicy jest też wiele miejsc tajemniczych i historycznych? Abstrakcja…
Dzień 4
Nie samymi zamkami człowiek żyje. Na Dolnym Śląsku jest przecież też wiele atrakcji naturalnych. Góry Sowie, Stołowe czy bliskość Czech sprawia, że entuzjaści pieszych wycieczek znajdą coś dla siebie. My postawiliśmy na skalne formacje i niezbyt wymagające góry. Szczeliniec Wielki lub Adrspach w Czechach to naprawdę miłe rozrywki na ciepłe popołudnie. I to dla każdego, bo szlaki są łatwe, a ilość zakamarków, dziwnych skał oraz płaskich tarasów, a także pięknych panoram to coś innego niż Tatry lub Sudety.
To też rejony dla fanów motoryzacji ponieważ droga wokół Gór Stołowych (nr 387) to naprawdę genialne odcinki pełne krętych zakrętów, podjazdów oraz niesamowitych pejzaży. Nie wiem czy do końca idealne dla hybrydy z wirtualną skrzynią e-CVT, ale Subaru dzielnie dawało radę. Na pewno pomagał przy tym napęd AWD, którym sterował komputer. Dzięki temu ja mogłem oddawać się tylko odpowiedniemu kręceniu kierownicą i operowaniem prawą stopą nad pedale gazu i hamulca. Przyznam, że to bardzo miła rozrywka!
Podsumowując
Ponad 1200-kilometrowa trasa pochłonęła ponad 2 zbiorniki paliwa. Subaru nie słynie z oszczędności, ale 2-litrowa jednostka o mocy 150 KM w formacie e-boxer dba by nie zrujnować portfela swojego właściciela. Mój średni wynik z trasy to ok. 8 litrów. Muszę przyznać, że to całkiem atrakcyjny wynik, biorąc pod uwagę, że podczas zwykłego testu w Krakowie ledwie mieściłem się w 10 litrach.
Przeglądając dokładnie komputer pokładowy auta odkryłem też, że jeżdżąc po Krakowie w ciągu tylko jednego dnia system start&stop jest w stanie wyłączyć silnik aż przez godzinę. Załatwiając masę spraw nie czuć, że tyle czasu auto stoi, ale strach pomyśleć ile tego by się zebrało podczas takiego miesiąca. Na szczęście na co dzień, nie muszę aż tak mocno wykorzystywać auta, więc wolę tego nie przeliczać.
Jazda Subaru XV szlakiem zamków to trochę przewrotny cel dla takiego auta. Zdecydowanie lepiej sprawdzi się na dojazdach do szlaków czy w aktywnym spędzaniu wypoczynku – dziurawy dojazd do jeziora czy na leśne dukty to dla tego samochodu żaden problem. Kto wie – może właśnie kiedyś tak mi się jeszcze przysłuży.
Konrad Stopa