Sytuacje, w których ktoś zastanawia się nad wyborem jednego z tych aut nie należą zapewne do ekstremalnie rzadkich (niekoniecznie w tej specyfikacji), a tak się składa, że niedawno miałem okazję udać się na przejażdżkę każdym z nich. Oba BMW mają wspólny silnik, natomiast reszta to dwa całkowicie odległe od siebie bieguny. Ciekawi moich spostrzeżeń? Zapraszam!
Trójka czy piątka? Takie pytanie powstaje w głowie nie jednego fana BMW. Sam się chwilowo zastanawiam czy do swojego e34 nie dokupić mniejszego, trochę młodszego i mocniejszego brata ze stajni monachijskiej marki. Idąc jednak dalej w las pozostaje pytanie o silnik. Większość Polaków wybierze zapewne diesla – pierwszy błąd. W tak leciwych już autach silniki wysokoprężne, o ile jeszcze dychają, przejechały setki tysięcy kilometrów, co wpłynęło niestety na kondycję całej budy, a nie tylko – jak wiele osób mylnie sądzi – samego bloku silnika. Poza tym stare, dość mocne diesle w ciężkich autach (głównie będzie to zauważalne w większym e39) wcale nie są ekonomiczne. 10 litrów ON na każde 100 km w mieście dla silnika w 530 D jedynie początek możliwości.
Spróbujmy zatem z benzyną. Kolejnym błędem jest wybór najsłabszej jednostki benzynowej podyktowany jedynie ekonomią. Moje E34 z silnikiem 1.8 o mocy 118 KM spala w panujących obecnie tropikach w mieście, przy włączonej klimatyzacji, nawet 13 litrów na 100 km (średnia rzadko spada poniżej 10 l/100km). 192 konny, zdrowy, niezajechany motor w e34 525 (niestety takich niezagazowanych, niezajechanych, które trzymają jako tako kompresję już prawie nie ma) spali w takich warunkach maksymalnie litr-dwa, no góra trzy więcej. Wiadomo, czasami kupujemy konkretny motor, bo stan całości – biorąc pod uwagę wiek i pewną kultowość – nie pozostawia wiele do życzenia (ja tak zrobiłem i nie żałuję), ale generalnie im więcej mocy tym weselej, a spalanie wcale nie musi być dużo wyższe.
W przypadku piątki e39 w zasadzie wszystkie motory benzynowe dają co najmniej „jakąś” satysfakcję z jazdy – gama rozpoczyna się o 2-litrowej, 150-konnej rzędowej jednostki. W przypadku e46 podstawowe jednostki służą po prostu do jazdy, dlatego poszukiwania egzemplarza dla siebie, o ile lubisz czasami przytrzeć nosa innym użytkownikom dróg, proponuję rozpocząć od modelu 320 (silnik ten sam, co w e39). Gdy jednak myślicie o prawdziwej frajdzie za kółkiem zastanówcie się dobrze czy 3-litrowa jednostka nie będzie najlepszym kompromisem stosunku spalania do oferowanych osiągów.
Co to za silnik?
W obu samochodach pod maską pracuje silnik o kodzie M54B30. To bardzo nowoczesna, 24-zaworowa, 6-cylindrowa, rzędowa jednostka o mocy 231 KM, która posiada podwójny system Bi – VANOS, czyli na w przełożeniu na język polski – układ zmiennych faz rozrządu. Pozwoliło to na znaczny wzrost momentu obrotowego w zakresie niskich i średnich prędkości obrotowych, a co za tym idzie poprawiły się osiągi od dołu oraz ograniczył apetyt silnika na paliwo. Oczywiście znajdą się głosy, że VANOS jest problematyczny i kosztowny w naprawach, ale pamiętajcie – rzadko które minimum kilkunastoletnie już BMW ma niższy przebieg niż ok. 400 tys.km (oczywiście licznik najczęściej pokazuje okolice 200 tys., ale to już zupełnie inna sprawa). Część użytkowników narzeka jedynie na naturalne zużycie większych ilości oleju na 1000 km, ale to chyba wszystko (zresztą – może w komentarzach znajdzie się jakiś użytkownik VANOSA, który podzieli się swoimi doświadczeniami?).
Zostawiając kwestie budowy silnika, przejdźmy do frajdy, jaką zapewnia ta jednostka – i to zarówno w ciężej piątce (0-100 km/h w 7,1 sekundy) jak i lżejszej trójce (z napędem AWD 0-100 km/h w 6,6 sekundy). W obu autach dźwięk, jaki dostarcza rzędowa szóstka nie może się nie podobać. Jednak w lepiej wyciszonej piątce silnik brzmi bardziej jedwabiście. W trójce zachęca swoim gangiem do częstego operowania gazem w górnych rejestrach obrotomierza.
Jak jeżdżą?
Już po tej krótkiej charakterystyce, jak by nie było tego samego silnika, widać, że to dwa zupełnie różne auta. Piątka spodoba się kierowcom, którzy wolą zrównoważony styl jazdy i komfort. Zawieszenie w niej, choć idealnie zachowuje się w zakrętach, lepiej wybiera dziury i jest zdecydowanie bardziej komfortowe. To taki dobrze prowadzący się ponton na kołach. Leniwie pracujące, dość twarde wspomaganie zachęca do jazdy zgodnej z przepisami, a świadomość, że pod maską pracuje 231 koni już samo w sobie dostarcza odpowiedniej dawki adrenaliny do organizmu – naprawdę za jej kierownicą nie doszukiwałbym się wrażeń, a jedynie dostojnej, majestatycznej wręcz jazdy z punktu A do punktu B.
Na drugim biegunie znajduje się trzylitrowa trójka, w tym konkretnym przypadku z napędem na cztery koła, czyli z literką „x”. To istny diabeł wcielony (ostatnia wersja przed „eMką” w końcu), który uwielbia kręcenie do końca czerwonego pola, ostre zakręty i jazdę na granicy przyczepności. Choć osobiście wolałbym wersję z napędem na tył, to jednego 330xi odmówić nie mogę – samochód został obdarzony nieprawdopodobną wręcz trakcją. Zawieszenie trójki jest też o wiele twardsze od tego w 530, a buda słabiej wyciszona, i co ciekawe, wspomaganie pracuje jakby z mniejszym oporem, a mimo to układ jest mniej „pontonowaty”. To samochód uszyty na miarę młodego, lubiącego dynamiczną jazdę kierowcy.
To, co dla BMW zawsze było priorytetem (i w tamtym okresie Audi jeszcze nie było w tym lepsze), to wykończenie wnętrza. W obu autach znajdziemy więc skórzaną tapicerkę (wnętrze trójki utrzymane jest w przepięknej, jasnej tonacji) i plastiki naprawdę najwyższej próby (w piątce dodatkowo prawdziwe „nie plastikowe” drewno). Nie ma więc mowy o żadnych „świerszczach” czy innych niepokojących dźwiękach. Jestem przekonany, że takiej jakości nie znajdziecie w 3-letniej Toyocie Auris czy kilkuletniej Octavii, a BMW będą w zakupie jednak tańsze.
I wcale nie oznacza to, że będziecie musieli rezygnować z udogodnień, które zapewniają współczesne samochody. Choć obie „Beemki” mają już swoje lata, wszystko działa w nich jak należy. Klima chłodzi (w piątce dwustrefowa, w trójce jednostrefowa), elektroniczne systemy włączają się kiedy trzeba, a cała reszta tzw. wypasu (z telewizją satelitarną i nawigacją w trójce) również pracuje bez zastrzeżeń. Dlaczego o tym piszę? Tak się składa, że oba auta są na sprzedaż. Zostały pod koniec zeszłego roku sprowadzone ze Szwajcarii przez mojego wieloletniego kolegę – wielkiego miłośnika motoryzacji i fachowca w dziedzinie BMW i Mercedesów.
Oba są w stanie bardzo dobrym, niewymagającym nakładów na już i nie jest to typowe gadanie Mirka handlarza wszechwiedzącego. Oba mają też oryginalne, niekręcone przebiegi, co już samo w sobie jest sporą atrakcją. Silnik w trójce dostał w renomowanym warsztacie solidny zastrzyk odmładzający, dzięki czemu nowy właściciel może cieszyć się długą i bezproblemową eksploatacją, natomiast piątka, jeszcze w Szwajcarii, przeszła naprawdę skrzyni za bagatela kilkanaście tys. zł. W obu autach automat działa bezbłędnie, ale to jak cichutko zrzuca biegi w piątce w niczym nie różni się od tego, co znajdziemy we współczesnych BMW.
Przejdźmy do meritum. Pewnie jesteście ciekawi które bym wybrał dla siebie? Nadal nie mogę się zdecydować. Trójka, choć jest bardziej dynamiczna i trochę mniej pali, ze względu na napęd na 4 koła i inne od tylnonapędowych wersji zawieszenie z przodu (choć są podobno dostępne zamienniki na rynku) może być trochę droższa w eksploatacji. W piątce, choć tańszej w serwisie, nie ma już tych emocji, ale jest za to spokój i wygoda, które rozpieszczają, przez co trudno się z niej wysiada. W zależności od stanu umysłu chciałbym więc móc trzymać w garażu oba auta – pojedynek pozostanie zatem nierozstrzygnięty…
Telefon do właściciela 530 i 330ix: 501 471 850. Powołajcie się na motopodprąd.
Adam Gieras