Najnowsze dziecko Gordona Murraya stworzone pod własną marką jest czymś więcej niż supersamochód. T.50 jest ekstremalnie nastawione na czystą przyjemność z jazdy i skupienie na kierowcy.
Obok AMG Project One to jest projekt, na który czeka cały świat motoryzacji. Gordon Murray, twórca McLarena F1 z 1994 r., zawsze jak się za coś bierze, można oczekiwać cudów. Tym razem nie jest inaczej – jego najnowsze dziecko nazwane T.50 napakowane jest unikalną technologią. Według zapowiedzi to ma być najczystsze i najbardziej sfokusowane na kierowcę superauto w historii.
Trudno nie zauważyć podobieństwa do F1 sprzed 26 lat. Ten przód z płaskim nosem i wydatnymi błotnikami, przeszklona kabina i podnoszące się w charakterystyczny sposób drzwi. Rozplanowanie kabiny też wprost nawiązuje do legendy, bo kierowca siedzi pośrodku, a dwójka pasażerów po bokach. Przez to auto musi być szerokie, ale nie nazwałbym go dużym. Z długością 4352 mm jest krótsze o 4cm niż Nissan Qashqai. Jak powiedział sam twórca podczas prezentacji, jego nigdy nie interesowały duże samochody.
Wolnossące V12 + manual
Pierwszym i najważniejszym parametrem tego samochodu jest masa własna: 986 kg. Wystarczy powiedzieć, że Alpine A110 waży około 1180 kg i jest uważane w branży za symbol lekkości, do którego nie potrzeba dużej mocy. T.50 ma moc – całe 663 KM pochodzące z silnika V12 bez turbo. To najbardziej wyczynowy silnik jaki kiedykolwiek trafił do samochodu drogowego. Ma 4 litry i kręci się aż do 12100 obr./min.! Silnik stworzył Cosworth specjalnie na potrzeby tego projektu. Według zapewnień jest to najlżejsze, najbardziej kompaktowe i najszybciej reagujące V12 jakie kiedykolwiek zbudowano.
Za przeniesienie napędu odpowiada skrzynia manualna 6-stopniowa. Podobno podczas projektowania szczególny nacisk poszedł na precyzyjne wbijanie kolejnych przełożeń z odpowiednim oporem. Sam drążek zmiany biegów wykonano z tytanu, jak wiele innych elementów wnętrza.
Siłą T.50 jest aktywne aero
Z pozoru nadwozie T.50 nie ujawnia niczego podejrzanego, bo cała tajemnica kryje się w podwoziu i z tyłu. Na środku tylnego pasa znajduje się 40-centymetrowy wentylator mający kilka istotnych funkcji. Przede wszystkim ma za zadanie wyciągać powietrze spod samochodu tworząc dodatkowy efekt przyssania do nawierzchni. Podobne rozwiązania wykorzystano już w F1, ale niewiele osób o tym wie, bo wentylatory nie były mocno wyeksponowane. Wentylator może też po części sterować obiegiem powietrza na nadwoziu. W połączeniu z aktywnymi kanałami powietrza w podłodze T.50 może zwiększyć docisk o 50%, zmniejszyć opór powietrza o 12,5%, dodać silnikowi 50 KM lub skrócić drogę hamowania z 220 km/h o 10 m. To już zależy który z 6 trybów wybierze kierowca.
Każdy ze 100 egzemplarzy T.50 będzie indywidualnie ustawiony pod konkretnego kierowcę. Proces produkcyjny obejmie dopasowanie fotela i ogólnie pozycji za kierownicą. Ponadto zespół projektowy podkreśla na każdym kroku brytyjskość całej konstrukcji. Wszystkie najważniejsze podzespoły samochodu wraz z karbonowym podwoziem pochodzą z Wielkiej Brytanii.
Zdolność do jazdy na co dzień
Gordon Murray przyznaje, że jego samochodem będzie można jeździć na c odzień. Silnik ma być przyjazny użytkownikowi w każdych warunkach. Samochód mimo ekstremalnie niskiej masy własnej ma system audio premium (Arcam, 10-głośników, 700W) oraz wydajną klimatyzację na pokładzie. Znalazło się też miejsce na 300 l przestrzeni bagażowej – to tyle co w nowej Hondzie Jazz!
Za to wszystko trzeba słono zapłacić. Każdy ze stu samochodów startuje z poziomu 2,36 mln funtów bez podatków. Myślę, że chętnych nie brakuje już dziś. Nazwisko twórcy i przedstawiony tutaj opis techniczny przesądzają sprawę. Produkcja rusza w lutym 2022 roku, a dostawy kilka miesięcy później.
Bartłomiej Puchała
fot. Gordon Murray Automotive