Jeśli skłaniasz się do zakupu nowego hybrydowego SUV-a, to Geely swoją propozycją może albo mocno namieszać w głowie, albo zupełnie rozwiązać wszelkie wątpliwości. Właśnie na rynek wjeżdża Starray EM-i, kuszący ceną 150 tysięcy złotych, ale czy tylko tym?
Dynamiczna ekspansja chińskich marek motoryzacyjnych, to coś, do czego zdążyliśmy już przywyknąć i wydaje się, że jest to celowy zabieg. Nie chodzi mi jedynie o to, że o markach takich jak BYD, Omoda, czy Geely, ciągle mówi się w kontekście kolejnych, dołączających do gamy modeli. To również sposób na budowanie świadomości konsumentów — czyli was — oraz pozostanie w pewnego rodzaju „topce” sekcji poświęconej nowościom.
I raczej, nie inaczej było w przypadku nowego modelu Geely, czyli Starray EM-i. Trzy miesiące po prezentacji pierwszego, w dodatku elektrycznego, EX5, do gamy dołączył samochód, który zapewne bardziej zainteresuje polskich kierowców. Starray jest bowiem hybrydą z silnikiem o akceptowalnej pojemności (1,5 litra) oraz zasięgu godnym solidnych turbodiesli, czyli ponad 940 km. Co więcej, dzięki baterii trakcyjnej o pojemności 18,4 kWh, auto potrafi przejechać bezszelestnie do 83 km, co w zupełności wystarcza do codziennej jazdy.

Wyjątkowo łagodny potworek
Co jeszcze jest w stanie zaoferować napęd nowego Geely? Systemowo, samochód rozwija 262 KM i tyle samo niutonometrów. W połączeniu z masą własną około 1,7 tony, zestaw pozwala na osiągnięcie 100 km/h w 8,1 sekundy. Prędkość maksymalna, to ograniczone elektronicznie 170 km/h. Czy są to wartości imponujące? Nieszczególnie, ale zdaje się, że nie tym Geely chciało robić wrażenie.
To, czym Starray chce do siebie przekonać, to bogactwo wyposażenia, ogrom przestrzeni wewnątrz, poczucie obcowania z samochodem premium oraz rzecz jasna, cena. Zanim jednak przejdziemy do najważniejszego, Starray to naprawdę duży samochód. Nadwozie mierzące ponad 4,7 metra długości, 1,9 szerokości oraz niespełna 1,7 wysokości, bez problemu mieści czterech, a nawet pięciu byków mojej postury (187 cm wzrostu), zapewniając więcej, niż zadowalającą przestrzeń na głowę oraz kolana.

Szukasz ceny? Jeszcze nie tutaj.
Miękkie i wygodne siedzenia nowego Geely, już w standardzie pokryte są skórą ekologiczną w kolorze szaroniebieskim, bądź brązowym (ten drugi, dostępny jest jedynie w bogatszej odmianie). Kokpit, prezentuje się schludnie i minimalistycznie. Między siedzeniami znalazła się półka na dwa telefony oraz zestaw przycisków, a najważniejsze informacje dla kierowcy, wyświetlane są przez dwa tablety oraz opcjonalny head-up. Jeśli mogę na coś ponarzekać, to na nielogiczne umiejscowienie przycisku świateł awaryjnych, który jakimś cudem, trafił na podsufitkę.
Chciałbym wspomnieć coś o tym, jak ten samochód jeździ, ale pewnie bardziej interesuje cię, ile to kosztuje. Cena hybrydowego Starray-a, zaczyna się od 149 900 złotych. W tej kwocie, otrzymujesz samochód w jednym z sześciu kolorów oraz niemal wszystkim, czego możesz od niego oczekiwać. Cała reszta, czyli ewentualna, jasna tapicerka, czujniki parkowania z przodu, wyświetlacz Head-up, zestaw audio Flyme Sound, ładowarka indukcyjna, większe felgi, okno dachowe, wentylowane siedzenia, pamięć ustawień foteli, oświetlenie ambientowe oraz elektryczna klapa bagażnika, będzie wymagała dopłaty 17 tysięcy złotych.

Jak jeździ Geely? Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia.
Prezentacja auta odbyła się na torze szkoleniowym, gdzie mogłem przekonać się, jak sprawnie samochód hamuje na skrajnie mokrej nawierzchni. Jak dobrze jedzie po łuku w takich warunkach oraz jak łatwo daje się kontrolować podczas niespodziewanego poślizgu tylnej osi. Jeśli chcesz na szybko wiedzieć, jak Starray sprawuje się w takich warunkach, to odpowiem, że broni się naprawdę dzielnie.
Kiedy siedziałem z tyłu, podczas próby hamowania (z ominięciem przeszkody), czułem lekką nerwowość bliższej mi osi. Jakby ABS nie do końca wiedział, gdzie interweniować. Co ciekawsze, odczucie za kierownicą, było zupełnie inne. Samochód bardzo długo pozostawał niewzruszony na trudności próby, ulegając prawom fizyki dopiero przy maksymalnych, dopuszczonych szybkościach (czyli od ok. 60 km/h). Podobnie sprawa wyglądała podczas jazdy po okręgu. Starray dzielnie szukał resztek przyczepności, nawet w okolicach 40 km/h. Oczywiście, wyjeżdżając z zakrętu, Geely jechało już sporo wolniej, jednak wciąż utrzymywało się w torze jazdy.

Próba wyprowadzenia samochodu z nadsterowności była najbardziej widowiskowa, bo o Starray-a w piruecie, nie było trudno. Nie jest to wina samochodu, bo układ kierowniczy całkiem nieźle przekazuje informacje z przedniej osi i błyskawicznie reaguje na skręt kierownicą. To wyzwanie pokazało, że Geely jest w stanie wyjść obronną ręką, nawet z najtrudniejszego poślizgu. Na końcu, zorganizowano coś na wzór eko-wyścigu na skradanie się w trybie elektrycznym, w którym nie tylko osiągnąłem najgorszy wynik, ale też nie zmieściłem się w limicie czasowym. Może następnym razem, takie combo będzie honorowane specjalną nagrodą.
Marcin Koński
Zdjęcia Geely Starray EM-i































