Citroen C3 Picasso to pierwsze „Picasso”, które wygląda trochę inaczej niż jajko. To już duży plus, bo Xsara Picasso była dla mnie jednym z najbrzydszych samochodów w historii motoryzacji – zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz. C3 Picasso wydaje się prezentować dużo lepiej, jednak kontynuuje tradycje rozpoczęte przez Xsarę Picasso – zegary elektroniczne, umiejscowione na środku, duże, wysokie nadwozie…
Na pierwszy rzut oka widać też trend ogólnoświatowy ostatnich lat, czyli przyrost nadwozia. C3 Picasso, szczególnie w środku, wydaje się znacznie większy i przestronniejszy niż Xsara Picasso z końca lat 90-tych. A przecież bazą dla tej drugiej, była Xsara, która była samochodem segmentu C (Ford Focus, Opel Astra itp.), a bazą dla C3 Picasso – jak nazwa wskazuje – jest Citroen C3, czyli uto teoretycznie mniejszego segmentu B (Ford Fiesta, Opel Corsa itp.). Ale taki trend to chyba nic złego, zwłaszcza, że wszystkie „Picasso” to auta robione z myślą o rodzinie, czyli o najbardziej potrzebującej efektywnego wykorzystania przestrzeni kategorii klientów.
Dodatkowym atutem dla tego typu klienteli będzie też na pewno doskonała widoczność w każdą stronę. W tył, w przód, na boki, nawet do góry. A to dzięki ogromnemu, przeszklonemu dachowi, który na prawdę robi wrażenie. Swoją drogą, uświadomiłem sobie siedząc w C3 Picasso, że nie przypominam sobie samochodu z lepszą widocznością. Na prawdę ciekawe uczucie. Kolejna rzecz, która zainteresuje kupujące rodziny, to bardzo duży, wysoki i ustawny bagażnik. Ziewam pisząc to teraz, ale to rodzinny samochód, więc muszę czasem spojrzeć pod tym kątem…
Wnętrze zaskakuje na plus swoim wykończeniem, miękkimi, robiącymi wrażenie solidnych, materiałami. Kolejną zaletą są na pewno wygodne, obszerne fotele, których małym minusem jest słabe trzymanie boczne. Ale to normalne u „francuzów”. Pasażerowie tylnej kanapy znajdą dla siebie dużo miejsca, a ich podróż uprzyjemnią stoliki rozkładane z pleców przednich siedzeń. Ten pomysł był już znany właścicielom pierwszego Citroena spod znaku artysty Picasso, czyli Xsary. Na minus zapisałbym mnogość przycisków, ekranów, ekraników, wyświetlaczy i tym podobnych gadżetów. Do tego nie wszystko da się szybko i łatwo obsłużyć. Na prawdę za dużo tego wszystkiego i jest zbyt skomplikowane w obsłudze.
Jazda tym samochodem to podróż typowym autem francuskim. Miękko zestrojone zawieszenie, nie jest precyzyjne i nie pozwala na szybkie pokonywanie zakrętów, ale nie miało takie być. Tu liczy się komfort. No i o ile w mieście to wszystko się jeszcze jakoś sprawdza, to przy wyższych prędkościach dostrzegam niesamowitą, wręcz wykluczającą wadę tego do tej pory budzącego sympatię, auta. O co chodzi? Już piszę.
Temu samochodowi kończą się biegi, szybciej niż kredyty na myjniach samoobsługowych! Testowany egzemplarz to wersja z niezbyt dynamicznym, benzynowym silnikiem 1.6 i 5-cio biegową, manualną skrzynią biegów (inna jest niedostępna z tym silnikiem). Jadąc już ok. 100 km/h, zaczynamy wyczuwać, że powinniśmy wrzucić kolejny bieg, bo robi się głośno od obrotów silnika. Przy 120 km/h, widzimy na obrotomierzu już 4000 obrotów na minutę! A nie możemy zmienić biegu. Wyobraźcie sobie, co musi dziać się przy prędkościach z jakimi my – polscy kierowcy – jeździmy w trasie. Dzieci na pewno by nie spały, a żonę rozbolałaby głowa. Nici z przyjemnego, rodzinnego wypadu za miasto. Dramat! Mam wrażenie, że nikt się tym samochodem nie przejechał, gdy połączono tę skrzynię biegów z tak zestrojonymi przełożeniami, z tym silnikiem. To po prostu nie działa dobrze razem i denerwuje. Ja bym nie potrafił tak jeździć i pewnie sprzedałbym ten samochód po tygodniu od wyjechania nim z salonu. A szkoda, bo to jedyna tak irytująca rzecz w tym aucie. Reszta jest na prawdę w porządku. No może poza mnogością przycisków, wyświetlaczy i ekraników. Ale do tego można się przyzwyczaić, niektórzy nawet lubią. Ale do uczucia, że ktoś złośliwie zabrał szósty bieg przyzwyczaić się niestety nie da.
Więc jeżeli macie żonę, dzieci i jeździcie tylko po mieście i jesteście pewni, że nigdy nie przekroczycie 100 km/h, to kupujcie śmiało C3 Picasso 1.6 VTI MT. Polecam jednak tańsze opcje niż testowa, bo kosztuje ona ponad 80 tys. Zł. Przy takim wyposażeniu, kupowanie tego niezbyt wysokiej klasy jednak auta, traci sens. Na szczęście ceny podstawowych wersji tego modelu, zaczynają się od 57 tys. zł, co wydaje się akceptowalną ceną za tego typu samochód. Oczywiście przy założeniu, że chcemy nowe auto. Polecam wybrać z listy opcji szklany dach – kosztuje 2900zł, a na prawdę robi wrażenie i nadaje fajnego klimatu, wnętrzu C3 Picasso. Mam tylko nadzieję, że z innymi silnikami i skrzyniami, sytuacja brakującego biegu, wygląda już inaczej. Chętnie bym to sprawdził…
tekst: Artur Ostaszewski
zdjęcia: Piotr Tomaszewski
[table id=29 /]