Dodge Charger – czterodrzwiowy sedan, którym jeździ amerykańska policja, od lat pozostający w cieniu Mustanga, Camaro i Challengera – tak jeszcze do niedawna myślałem. Tak bardzo się myliłem.
Dodge Charger to chyba dotychczas moje największe motoryzacyjne zaskoczenie. Szczególnie że dopóki nie wsiadłem za kierownicę, nie wiedziałem, że testować będę wersję z…
V8 o pojemności 6.4 litra
Słownie: sześć przecinek cztery litra. Sporej pojemności towarzyszą też konkretne osiągi. Jeździłem wersją R/T Scat Pack, czyli taką, która generuje aż 492 konie mechaniczne i 691 Nm. Oczywiście cała ta moc jest przekładana na tylną oś, a odpowiada za to ośmiobiegowy automat. Jeżeli trakcja pozwoli, to do setki rozpędzimy się tym autem w 4,3 sekundy, a maksymalnie osiągniemy 250 km/h. Co prawda nie testowałem ani przyspieszenia do stu na godzinę, ani maksymalnej prędkości, ale za kierownicą Chargera bawiłem się świetnie.
Niech nie zmyli was druga para drzwi
Nie wiem, czy też tak macie, ale kiedy patrzę na sedana, to nie czuję tego co przy samochodach o nadwoziu coupé. Wiem, że są bardzo szybkie, trójbryłowe auta, ale dwie pary drzwi sprawiają, że nie myślę o samochodzie jako o doskonałej zabawce. I właśnie tutaj Dodge zaskoczył mnie najbardziej.
Ile to auto daje radości z jazdy! Bulgot V8, precyzja prowadzenia i idealnie zestrojone zawieszenie sprawiają, że podczas jazdy Chargerem uśmiech nie schodził mi z twarzy. To bez wątpienia jest pełnoprawny samochód sportowy i zza kierownicy od razu to czuć. Auto prowokuje kierowcę do wciskania gazu, kiedy tylko pojawi się do tego okazja, a wrażenia z jazdy dopełnia cudowny dźwięk wchodzącego na obroty V8. W zasadzie schodzącego z obrotów też – po niemal każdym odpuszczeniu gazu słyszałem za sobą strzały z wydechu. Ja wiem, że nie każdy lubi głośne auta, ale tyle uśmiechów przechodniów, nie widziałem jeszcze z żadnego samochodu. Jeżeli chcecie usłyszeć, jak Charger brzmi, to zapraszam na mojego Instagrama.
Charger przyciąga uwagę nie tylko dźwiękiem
To auto dobrze wygląda. Jest agresywne, ale nie przesadzone, a co najważniejsze – nie opatrzyło się jeszcze na ulicach tak, jak Mustang, czy Camaro. Ogromna, masywna maska i wloty powietrza robią wrażenie, jednak myślę, że najbardziej przechodniów interesowało co to w ogóle za auto. Nas, fanów motoryzacji, może to dziwić, ale nie każdy jest w stanie natychmiast rozpoznać Chargera na ulicy. Jest jeszcze jeden czynnik, który sprawia, że postronni obserwatorzy odwracają za tym Dodgem głowy – brak loga marki z przodu. Jeżeli chcemy dowiedzieć się co to za auto, to musimy przeczytać rozciągnięty napis na tylnej klapie.
Chciałbym być policjantem
Nie sądziłem, że kiedyś napiszę te słowa, ale chciałbym być policjantem. Są jednak trzy warunki – po pierwsze chce być policjantem w USA, po drugie moim radiowozem musi być Dodge Charger, a po trzecie muszę być w jakieś jednostce, która zajmuje się pościgami na ulicach amerykańskich miast.
A wy wybieracie rolę policjanta w Chargerze, czy gangstera w Challengerze? A może wolicie po prostu Camaro?
Tekst i zdjęcia: Wojciech Kaleta