Na ten dzień czekali wszyscy fani królowej motosportu. Po czterech miesiącach niepewności i oczekiwania na ostateczna decyzje kierowcy wrócili na tor. To co nie udało się w marcu w Australii, teraz przeszło najśmielsze oczekiwania. Otwarcie sezonu dostarczyło wielu zwrotów akcji i sensacyjnych rozstrzygnięć.
Prawdziwe emocje rozpoczęły się już przed startem. W świat poszła informacja, że zespół Red Bull złożył skargę na decyzję sędziów o braku kary dla kierowcy Mercedesa – Lewisa Hamiltona za zignorowanie żółtej flagi podczas sesji kwalifikacyjnej. Jeszcze goręcej zrobiło się później gdyż arbitrzy mając nowe dowody w sprawie postanowili zmienić swoją decyzję i ukarać Brytyjczyka cofnięciem o 3 lokaty na starcie.
Start, który z pozoru wyglądał na niezwykle elektryzujący, okazał się spokojny. Tym razem obyło się bez żadnej kolizji. W trakcie wyścigu po serii awarii silników oraz drobnych kolizjach, które skończyły się wyjazdem samochodu bezpieczeństwa nikt nie mógł narzekać na nudne zawody. Ostateczne wyniki mogły zaskoczyć. Aż 9 kierowców nie ukończyło wyścigu a wśród nich znalazł się doświadczony Kimi Raikkonen z Alfa Romeo Racing. Punków nie zdobyli też obaj kierowcy zespołu Red Bull. Pierwsze miejsce zajął Valteri Bottas z Mercedesa. Młody Charles Leclerc z Ferrari zajął drugie miejsce. Trzecie miejsce dosyć niespodziewanie zajął zaś Lando Norris z McLarena. Ukarany na początku wyścigu Lewis Hamilton musiał się zadowolić czwartą lokatą.
Emocje podczas GP Australii pokazują dlaczego Formuła 1 ma tylu fanów. Mamy nadzieję, że pandemia koronawirusa nie wpłynie na decyzje organizatorów i kolejne wyścigi rozpoczną się zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią.
Paweł Oblizajek