Site icon Motopodprad.pl

Test: DS5 2.0 BlueHDI 180 Sport Chic – kosmiczny indywidualista

DSC 00252

DSC 00252

Nie ma już Citroena DS5, jest DS Automobiles DS5, czyli francuski reprezentant klasy premium. Wyodrębnienie bardziej luksusowej marki ze swoich struktur ma już za sobą Toyota (Lexus), Nissan (Infiniti) oraz Honda (Acura). A jak to wyszło Francuzom? 

Powiem szczerze, że nie do końca rozumiem sens powstania osobnej marki w koncernie PSA. Citroen DS3, DS4 i DS5, czy to brzmiało aż tak mało prestiżowo? Nie sądzę. Tym bardziej, że nie zmieniło się praktycznie nic. Nadal DS-a kupimy m.in. w salonie Citroena, nadal też w rozmowie ze znajomymi, na pytanie czym jeździsz nie odpowiesz: „Deesem Dees pięć”, bo wywołasz co najwyżej zmieszanie na twarzy pytającego, który przyjmie taką odpowiedź ze zmarszczką zdziwienia na czole. Odpowiesz – „jeżdżę Citroenem DS5” i przy odrobinie szczęścia ktoś będzie wiedział o jakie auto chodzi.

Budując atmosferę premium wokół marki DS, Citroen zapomniał bowiem o tym, że aby coś było premium, musi być powszechnie rozpoznawalne, a świadomość produktu buduje się latami. Moim zdaniem na wyłonienie osobnej marki jest więc jeszcze trochę za wcześnie (a może właśnie nie?). Ale dość tych dywagacji. Pewnie jesteście ciekawi, co zostało mi w głowie po tygodniu spędzonym za kierownicą DS5 w wersji z mocnym dieslem pod maską?

To już moje drugie spotkanie z DS5. Wcześniej jeździłem 200-konną benzyną, jeszcze pod egidą „Cytrynki” (test – klik). Samochód wtedy bardzo mi się spodobał. Urzekł mnie swoją oryginalnością, designem i wykończeniem wnętrza. Niestety trochę rozczarował zawieszeniem i prowadzeniem. Koncern PSA odświeżył nieco DS5, niestety zmiany nazwałbym jedynie drobnym liftingiem.

Co się zmieniło? Przede wszystkim przód pojazdu. I tu niestety muszę być brutalny. Mnie się nowy grill zupełnie nie podoba. Doczepiony klajster czarnego plastiku spowodował, że przód DS5 stracił na swej lekkości, a listwy biegnące wzdłuż górnej części błotników aż do słupka przestały być w ogóle widoczne. Na szczęście tył nadal wygląda fenomenalnie – tylna szyba jest mała i podzielona na pół spoilerem, a duże lampy, niewielka klapa i dwie monstrualne rury wydechowe wystające spod zderzaka podkreślają niepowtarzalny styl Deesa. Również boczna linia nadal wygląda bardzo wyraziście, żeby nie powiedzieć kosmicznie. Ale to zaleta – na nudnych, szarych ulicach polskich miast, DS5 zdecydowanie się wyróżnia.

W środku, PSA zapowiedziało poprawę materiałów i uproszczenie obsługi przyrządów na desce rozdzielczej. Przyznam szczerze, że nie zauważyłem tych zmian. Deska rozdzielcza i boczki drzwi wykończono miękkim plastikiem (ale tak było przecież wcześniej), a przejrzystość jest na poprzednim poziomie, czyli taka sobie. Ale to zupełnie nie przeszkadza. Powiem nawet więcej – tego właśnie klienci oczekują od francuskiej marki. Jak dla mnie to wnętrze jest magiczne. Świetnie wyglądają przyciski do otwierania szyb, a pokrętła do obsługi klimatyzacji to designerski majstersztyk. Przedzielony wielkim panelem szklany dach, który podzielono na trzy części sprawia wrażenie, jakby został żywcem przeniesiony z wojskowego myśliwca. Również przednie fotele nie tylko wyglądają na wygodne. One takie w rzeczywistości są.

Co nie jest tu premium? Wygląd wyświetlaczy umieszczonych przed kierowcą. Sprawiają one wrażenie tanich i są niestety bardzo słabo czytelne. Obsługa multimediów jest w miarę intuicyjna, choć wolałbym mieć pokrętło między fotelami, ale audio zdecydowanie mogłoby grać lepiej (dźwięk jest płaski i w zasadzie nic nie da się tym zrobić). Kolejna rzecz to kierownica. Owszem, wygląda świetnie, ale jest strasznie niepraktyczna. Po pierwsze ma za cienki wieniec, po drugie zbyt eliptyczny kształt (niewygodne podczas manewrowania), a po trzecie jej dół wykończono aluminium, co raz że jest nieprzyjemne w zimie, a w dwa powoduje, że ręce ślizgają się podczas szybkich manewrów. Zabrakło mi też jakiejś przegródki lub półeczki na telefon lub klucze.

Tak, jak napisałem wcześniej, lifting DS-a ograniczył się do wyglądu i podobno wykonania. Nie zmieniło się niestety nic w prowadzeniu. DS5 nie jest, jakby się mogło wydawać, i jak wskazywałoby na to oznaczenie, luksusową odmianą Citroena C5. Zbudowano go co prawda na nieco skróconej płycie podłogowej C5, ale technologicznie bliżej mu do C4 Picasso pierwszej generacji czy Peugeota 3008. Jak to się ma więc do jazdy? Cóż, podróżowanie „DeeSem” nie jest aż tak wygodne, jak przyzwyczaiły nas do tego francuskie modele. Nie jest też tak wygodne, jak wynikałoby to z przynależności do klasy premium. Zawieszenie dość twardo pokonuje wszelkie nierówności i nie charakteryzuje się ponadprzeciętnymi możliwościami na asfalcie. Dlaczego? Cóż, nie ma tu hydro-pneumatyki, nie ma też wielowahaczowego zawieszenia. Z tyłu mamy tradycyjną belkę skrętną, która z wieloma francuskimi modelami jest zżyta niemniej niż Paryż z wieżą Eiffela.

Przeszkadza też trochę „przewspomagany” układ kierowniczy. Gdy jedziemy normalnie kierownica pewnie wykonuje nasze polecenia, ale gdy zaczniemy wykorzystywać pełnię możliwości silnika, układ kierowniczy trochę się gubi, staje się miękki i nieprecyzyjny. Szkoda, bo gdyby był mniej gumowaty lepiej współdziałałby z dość twardym zawieszeniem. Z kolei miękko pracujący układ kierowniczy aż prosi się o aktywne zawieszenie; miękkie niczym w amerykańskim krążowniku szos.

Testowany egzemplarz wyposażono w 181-konny silnik diesla o pojemności 2-litrów, który sprzężono z 6-stopniowym automatem. I całe szczęście, bo skoro DS5 nie jest przesadnie komfortowy (chociaż niewygodny też nie, żeby była jasność), i brakuje w nim żyłki sportowca, to chociaż powinien bronić się elastycznością, kulturą pracy i przyjemnością z pokonywania każdego kilometra. I broni się, naprawdę dobrze. Silnik został stworzony do tego auta. Rozpędza się do setki w mniej niż 9,5 sekundy i zapewnia stabilne rozwijanie prędkości w każdych warunkach drogowych – szczególnie przydaje się maksymalny moment obrotowy wynoszący 400 Nm, a sześciobiegowy automat, jednosprzęgłowy w dodatku, działa o wiele lepiej niż skrzynia 7G-Tronic w Mercedesie! Skrzynia zmienia biegi gładko, bez szarpnięć z nonszalancją, z jaką DS wkradnie się w Twoje serce.

Bo wkradnie się, mogę Ci to obiecać. DS5 to nie jest samochód racjonalny. Co to to nie. Ma wiele wad, daleko mu do doskonałości. Ale czy to ważne? Nie, w przypadku Deesa to kompletnie nie jest istotne. On, swoim wyglądem ma przypominać o dziedzictwie auta Fantomasa. Podkreślać, że ktoś, kto w nim siedzi na pewno nie jest nudnym człowiekiem. A że na ulicach mało jest DS-piątek. To dobrze! Renault Avantime też nie cieszył się popularnością za życia, a teraz? Sprawdźcie ceny używanych egzemplarzy. Czy DS5 pójdzie jego śladami? Mam nadzieję, że tak!

Adam Gieras 

PS. testowany egzemplarz został wyceniony na 185 tysięcy złotych. Dużo? Czekam na Wasze komentarze! 

Wygląd: [usr 9]
Wnętrze: [usr 7]
Silnik: [usr 9]
Skrzynia: [usr 8]
Przyspieszenie: [usr 7]
Jazda: [usr 7]
Zawieszenie: [usr 7]
Komfort: [usr 6]
Wyposażenie: [usr 8]
Cena/jakość: [usr 6]
Ogółem: [usr 7.4 text=”false” img=”06_red.png”] (74/100)
DSC 00252

Silnik: R4, turbodiesel
Pojemność: 1997 cm3
Moc: 181 KM przy 3 750 obr./min.
Maksymalny moment obrotowy: 400 Nm przyc 2000 obr./min.
Skrzynia biegów: automatyczna, 6-stopniowa
Prędkość maksymalna: 220 km/h
Przyspieszenie (0-100 km/h): 9,2 sekundy
Zużycie paliwa:
Dane z testu (miasto/trasa/średnie): 8,1/5,6/6,8
Pojemność bagażnika: 468 litrów
Wymiary (dł./szer./wys.): 4530/1871/1504 mm

Exit mobile version