Wprowadzona od 1 stycznia opłata emisyjna miała być pokryta przez zmniejszenie marży koncernów. Niestety tak się stało tylko w teorii.
Myślę, że to irytuje każdego kierowcę. Jednego dnia cena paliw spada o parę groszy, by następnego podskoczyć aż o 10. Potem znów spada o kilka i podskakuje o kolejne 10 gr. I to nawet mimo tego, że ceny hurtowe spadają w ostatnim czasie i są niższe niż np. rok temu. Metr sześcienny benzyny w tym momencie jest tańszy o 117 zł, a olej napędowy aż o 130 zł jak podaje portal e-petrol.pl.
To przestanie dziwić, gdy przypomnimy sobie o nowej polityce rządu. Wprowadzona od 1 stycznia 2019 r. opłata emisyjna w wysokości 80 zł na każde 1000 l paliwa najwyraźniej odbija się czkawką. Władze zapewniały, że koncerny paliwowe wezmą tak małą opłatę na siebie, ale obecnie już wiemy, że to tylko czcze gadanie.

Biorąc pod uwagę ceny hurtowe powinniśmy mieć dziś paliwa podstawowe tańsze odpowiednio o 15 (benzyna) i 9 gr (ON). Wygląda więc na to, że ponosimy konsekwencje wspomnianej opłaty emisyjnej, której suma wynosi około 8 gr na litrze. Eksperci już w zeszłym roku alarmowali, że najpewniej to właśnie kierowcy zapłacą za nową politykę rządu.
Przypomnijmy, że wpływy z opłaty emisyjnej przekazywane są na walkę ze smogiem i rozwój elektromobilności. W teorii, bo w praktyce wiadomo, że priorytety są inne. Wygląda więc na to, że po raz kolejny gdy brakuje pieniędzy w budżecie sięga się do kieszeni kierowców.
Bartłomiej Puchała