Nie wiem czy zdarza się Wam obserwować opony samochodów jeżdżących po polskich drogach, ale ja, jak tylko idę gdzieś chodnikiem wzdłuż parkingów, zawsze patrzę na jakich „kapciach” jeżdżą auta. Nie dziwi mnie więc już ani nowe BMW postawione w środku lipca na zimówkach ani stare, wysłużone auto na każdej oponie z innej parafii. Przerażające jak mało przykładamy uwagi do bezpieczeństwa!
Kto by nie chciał mieć własnego auta? Pytanie retoryczne, prawda? No dobrze, są dziwacy, którzy uważają, że własne cztery koła to tylko problem, bo trzeba je gdzieś zaparkować, a przecież to takie trudne i traci się czas, a w komunikacji miejskiej można sobie bez stresu poczytać książkę lub posłuchać muzyki; tak jakby nie mogli puścić sobie muzyki w samochodzie na zmianę z audiobookiem… Ale ja nie o tym.
Samochody bardzo staniały. Dziś bez problemu kupimy coś do jazdy za dwa-trzy tysiące. Owszem, nie możemy liczyć na dużo, ale z odrobiną szczęścia, w tej kwocie możemy stać się właścicielami jeszcze w miarę sensownego małego autka, które posłuży przynajmniej kilka miesięcy. Zapominamy jednak, że zakup to nie wszystko, a im auto tańsze, tym mniej poprzedniemu właścicielowi opłacało się w nie inwestować. Oleje, filtry, elementy zawieszenia, opony – to wszystko musi kosztować, a założenie takich wydatków wydaje się nieodzowne, żeby móc mówić o spokoju i bezpieczeństwie.
Patrząc na wspomniane auto za te dwa-trzy tysiące ciężko będzie namówić nowego właściciela na inwestycję w nowe cztery gumy. Zakładając najbardziej popularny rozmiar opon 185/65 R14, podstawowe modele producentów opon, choć wcale nie chińskich, oznaczać będą wydatek ok 580 zł za komplet. Na takich oponach jazda jest oczywiście bezpieczna i mamy spokój na kilka lat, ale biorąc pod uwagę niewielką cenę auta, ¼ kwoty, którą przyszło za samochód zapłacić to sporo.
A co z właścicielami samochodów za 10, 20 czy 30 tys. zł? Jeżeli ktoś kupił popularny, pięcioletni kompakt za 25 tys. zł i skąpi na wydatek 580 zł na komplet nowych opon, to muszę przyznać, że nie rozumiem jego postawy. A niestety bardzo często, właściciele właśnie takich aut robią wszystko, żeby oszczędzić. Niecałe sześćset złotych – tyle warte jest dla kogoś życie? Nie sądzę. A jednak, obserwując rynek opon używanych, często mocno sparciałych, opon, które brały udział w wypadkach i które sprzedawane są po ok. 100 zł za sztukę, jestem przerażony. Sam w zeszłym roku wystawiłem na aukcji internetowej cztery sztuki starych opon – wyprodukowane w 2009 bieżnik miały dobry, ale ich struktura naruszona już była przez liczne pęknięcia. Sprzedałem je za 380 zł. Nowe takie same kosztowały mniej więcej 600 zł (mówimy o komplecie). Kupił je ode mnie właściciel 3-letniego minivana, który nadal przedstawiał realną wartość około 45 tys. zł. 220 zł oszczędności – brawo, tylko czyim kosztem?
tak wygląda opona, na której jeżdżono ze zbyt niskim ciśnieniem (fot. agier)
Ano niestety swoim, swoich bliskich, innych użytkowników dróg. Rozmawiałem ostatnio ze specjalistą jednego z wiodących producentów opon. Powiedział mi, że nawet jeżeli opony są dobrze przechowywane poza sezonem, często sprawdza się w nich ciśnienie, mają jeszcze kilka mm bieżnika (dozwolone wg przepisów 1,6 mm, choć to stanowczo za mało), to i tak zimówki powinniśmy wymieniać maksymalnie co 5 lat, letnie maksymalnie sezon rzadziej (w niektórych testach czytałem, że maksymalny czas użytkowania opon letnich to 10 lat, ale nie wiem który producent bierze za to odpowiedzialność). Dlaczego? Bo guma traci swoje właściwości, bo pęka, bo osłabia się jej struktura.
Wszystko to prowadzić może nie tylko do rozerwania opony przy dużej prędkości, ale też w codziennej jeździe – do wydłużania się drogi hamowania. Te 220 zł oszczędności na 5 lat to mniej niż 40 zł rocznie. 10 piw. 25 popularnych napojów gazowanych w puszcze. 3 paczki papierosów. Naprawdę niewiele!
A co z pozostałymi grzechami?
– Nie dbamy o właściwe ciśnienie w oponach – powinniśmy je sprawdzać nie rzadziej niż raz na dwa tygodnie (standardowo powinno ono wynosić ok. 2.2 atmosfery na koło, chyba że inaczej mówi producent – wlepkę z informacją producenta znajdziecie we wnęce drzwi lub na klapce wlewu paliwa).
– Źle składujemy koła. Jedno na drugim można przetrzymywać tylko, jeśli opony znajdują się na felgach. W innych przypadkach trzeba zaopatrzyć się w stojak, specjalne futerały do wieszania na ścianie lub chociaż ustawiać opony jedna obok drugiej i co jakiś czas przekładać, żeby nie stały w takim samym położeniu przez całą zimę lub lato.
– Nie dbamy o zawieszenie w naszych autach. Prawidłowa geometria i sprawność zawieszenia to nie tylko dłuższe życie opon, ale też ich właściwe przyleganie do asfaltu podczas codziennej jazdy.
– Nowe opony, jeżeli wymieniamy tylko 2 sztuki zakładamy zawsze na przód, a to błąd. Powinniśmy montować je na tylnej osi. Tylna oś nie jest połączona z układem kierowniczym, a zatem te opony mają o wiele cięższą pracę.
– Wyważanie. Złe wyważenie, a niestety dochodzi do niego często w niechlujnie wymieniających opony warsztatach, prowadzi do przedwczesnego zużycia opon, łożysk kół, a także elementów zawieszenia.
Nie oszczędzajcie na zakupie opon – nie warto. A po zakupie dbajcie o nie odpowiednio, żeby służyły Wam długo, bezpiecznie i bezawaryjnie. Mówi się, że kto tanio płaci, ten dwa razy płaci. W przypadku opon, może już nie mieć drugiej szansy…
Adam Gieras