W założeniach hybrydy plug-in są naprawdę dobrze przemyślane. Na co dzień pozwalają dojeżdżać do pracy na prądzie, czyli ekologicznie i tanio. W trasach nie ogranicza ich zasięg i brak infrastruktury do ładowania. Teoretycznie łączą wszystkie zalety spalinówek i elektryków.
A w praktyce nie. I chyba właśnie do producentów samochodów zaczyna docierać, że to ślepa uliczka, a hybrydy ładowane z gniazdka nie spełniają swojego zadania. Dlaczego?
Wszyscy je wykorzystują
Wszyscy, czyli producenci i klienci. Producenci po to, aby obniżyć średnią emisję w swojej gamie. Wiecie, ile według unijnych testów spala hybrydowa Panamera z V8 o mocy 680 koni i wadze ponad 2400 kilogramów? 2.9 litra benzyny na 100 kilometrów. Na tym samym dystansie emituje zaledwie 64 gramy CO2 – 30 poniżej limitu. Oczywiście te dane nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, ale też nikt tego od nich nie wymaga. Hybrydowa Panamera nie jest ekologiczna i każdy zdaje sobie z tego sprawę. Układ hybrydowy w takich autach to tylko szkodliwy społecznie i ekologicznie sposób na obejście przepisów – cóż, tak działa wolny rynek.
Klienci nie są lepsi
Bo kupują hybrydy plug-in nie po to, żeby było ekologicznie i ekonomicznie, a po to, żeby dostać rządowe dopłaty. Nie mam tu na myśli klientów polskich, bo u nas takich dopłat nie ma. Jednak w większości europejskich krajów posiadacze hybryd plug-in mają albo dopłaty, albo przywileje związane z posiadaniem ekologicznego samochodu – na przykład możliwość wjazdu do centrum miasta zamkniętego dla spalinówek.
Taki układ w praktyce powoduje, że wielu użytkowników hybryd plug-in… w ogóle ich nie ładuje. Po co, skoro to więcej zachodu, a wszystkie przywileje i rabat zostały już uzyskane? Kończy się na tym, że auta cięższe o akumulatory i drugi silnik jeżdżą i tak tylko na benzynie. Tym samym więcej palą i… emitują więcej CO2. Super, bardzo ekologicznie.
O co chodzi ze Skodą?
Żeby zainspirować mnie do napisania tego tekstu, wystarczyło jedno zdanie prezesa czeskiej marki. Thomas Schäfer ogłosił, że Skoda nie zamierza rozwijać hybryd plug-in. Zamiast tego marka planuje konsekwentnie wprowadzać na rynek samochody elektryczne. Do 2030 roku mają zostać pokazane trzy nowe, mniejsze i tańsze modele w stu procentach napędzane prądem.
Ta deklaracja pokazuje, że hybrydy plug-in okazały się ślepą uliczką i rynek powoli zaczyna to weryfikować. Mnie osobiście takich aut szkoda – gdyby kupowali je świadomi użytkownicy, z dobrymi warunkami do ich wykorzystania to miałoby sens. Niestety, stało się inaczej i chyba lepiej będzie przestać się oszukiwać.
A wy co myślicie? Hybrydy plug-in są ślepą uliczką, czy jednak mają sens?
Wojciech Kaleta
Zdjęcia: producenci aut