Takie marki jak brytyjski Bristol sprawiają, że motoryzacja jest różnorodna i fascynująca.
W ostatnich latach wiele brytyjskich manufaktur podupadło jak chociażby Marcos czy TVR. O odrodzeniu tego drugiego wiele było spekulacji, ale ostatecznie nie zapadła żadna decyzja. Tymczasem po cichutku odradza nam się Bristol. Nigdy nie widziałem żadnego Bristola na żywo, ale uwielbiam je za ekskluzywność.
Jeśli myślisz, że Mercedes AMG jest ekskluzywny, to jak nazwać Bristola, który przez większą część swojej 70-letniej historii budował góra 50 sztuk rocznie? Ponadto klientem Bristola nie może zostać każdy kto wyłoży kasę, bo jest to coś w rodzaju klubu dżentelmenów. Firma nie posiada też sieci sprzedaży, a jedynie salon-siedzibę w Londynie przy Kensington High Street. Ostatnim modelem Bristola był Fighter produkowany od 2003 do 2011 roku. Był on blisko spokrewniony z Viperem, dziedzicząc jego V10. W wersji Fighter T silnik ten stuningowano na ponad 1000 KM. Pozwalało to rozpędzić się nawet do 360 km/h. Potem firma niestety podupadła.
Wtedy, w 2011, Bristola uratowali nowi inwestorzy,ale dopiero po 5 latach manufaktura prezentuje swój nowy produkt. Nazywa się Bullet i wygląda jak wersja rozwojowa modelu Blenheim sprzed kilkunastu lat. Styl retro to jedno, ale pod spodem czai się najnowocześniejsza technika. Bristole sprzed lat często wzorowane były na BMW, a pokrewieństwo utrzymuje się do dziś. Bullet otrzymał niemiecką jednostkę V8 o mocy 370 KM z przekładnią automatyczną lub manualną do wyboru. Ten speedster jest bardzo lekki dzięki zastosowaniu włókna węglowego i aluminium, dzięki czemu katapultuje się do setki w okolicach 4 sekund.
Rok 2016 jest o tyle ważny dla Bristola, że mija 70 rocznica jego założenia. Tak, Bristol powstał tuż po wojnie jako dział samochodów w firmie budującej głównie samoloty, wszak trzeba było się przestawić na produkcję cywilną. Z okazji rocznicy plany obejmują jedynie 70 sztuk Bulleta. Całość będzie wykonana ręcznie, dlatego bazowa cena 250 tysięcy funtów może znacząco wzrosnąć w zależności od wyobraźni klienta.
Bartłomiej Puchała
fot. Bristol