Są tacy, którzy z samochodu do samochodu przesiadają się gdy stary już się zużyje lub stać ich na lepszy, czyt. nowszy. Ale nie ja. To byłoby zbyt proste. W sierpniu, jeszcze przed wakacyjnym wyjazdem wypatrzyłem w ogłoszeniu e36 coupe. Przez 10 dni w Gruzji myślałem już tylko o tym, żeby wrócić do Polski i je obejrzeć, a przecież tak naprawdę wcale go nie potrzebowałem…
Tym, którzy sądzą, że e36 było marzeniem mojego życia od razu mówię, że absolutnie nie. Ale to prawda, że uwielbiam starocie, no chociaż youngtimery. Miłością do pełnoletnich samochodów zaraziłem się od mojego serdecznego kolegi, imiennika, którego poznałem jeszcze na studiach (tak, tak to już 12 lat temu). Miałem wtedy Matiza, którego dostałem od rodziców w wieku 17 lat po zdaniu prawka. Można się dziś śmiać, ale wtedy to był samochód – klima, pełny wypas, a ja byłem bardzo młody. Zrobiłem nim jakiś straszny przebieg, jak go sprzedawałem miał na liczniku prawie 200 tys. km. Matiz był fajny – mało palił, latał bokami na ręcznym jak zły :P, ale ja dzień w dzień spoglądałem z coraz większą zazdrością na Adama, który codziennie na studia przyjeżdżał Mercedesem W115 z dwulitrowym dieslem pod maską o oszałamiającej mocy 55 KM. To jak ten samochód wyglądał i jak się nim jeździło to było coś niesamowitego – „gwiazda” płynęła po jezdni jak marzenie, a kilka nieznacznych skorodowanych punktów jedynie dodawało jej uroku.
Gdy w końcu kilka lat później zgromadziłem odpowiednią kwotę, zarażając przy okazji mojego ojca, który oczywiście trochę się dołożył, postanowiłem wyruszyć na poszukiwania własnego staruszka. Celem poszukiwań stał się Mercedes W123, popularna beczka z przeznaczeniem na zabytek, czyli do pieszczenia, trzymania w zimie pod kołderką w garażu i jazdy jedynie w ciepłe weekendy. Obejrzałem mnóstwo egzemplarzy, przejeździłem Polskę wzdłuż i wszerz i wreszcie, nieopodal Warszawy znalazłem Pomarańczową Damę, z którą zżyłem się na następne 6 lat (ciągle zbieram się za opisanie naszej przygody, ale to chyba nadal zbyt bolesne…). Mija właśnie drugi rok, od momentu rozstania. Cóż, materia nie może wisieć w powietrzu, trzeba ją jakoś zagospodarować.
W zeszłym roku pod moim domem pojawiło się BMW e34 kombi, o którym możecie przeczytać na portalu, a które tak mocno spodobało się mojej lepszej połowie, że zasuwa nim teraz po Warszawie podkreślając, że kobieta w tak dużym, starszym aucie wygląda bardzo seksownie. Cóż, trudno się z nią nie zgodzić. Swoją drogą, e34 sprawuje się nadal bez zarzutu, na wiosnę będę jednak musiał odrdzewić doły dwóch par drzwi, a niebawem wymienić sprzęgło. Ale ja tu nie o tym.
Wielu z Was mi to mówiło, wielu znajomych również dogryzało, a na forum BMW omal mnie nie zjedli. Tak, teraz przyznaję; e34 518i ma trochę za mało mocy, choć do jazdy na co dzień jest wręcz wymarzonym autem! Często pożyczam je też ojcu, który po prostu zakochał się w jego wygodzie. I to właśnie jemu zawdzięczam fakt, że 518-tka ciągle jest ze mną/z nami. Powiedział, że jak je sprzedam, to będę… No właśnie. A ja, mimo że mało jeżdżę prywatnymi autami (7 tys. km przez rok własnym, ponad 60 tys. km testówkami), chciałem mieć coś mocniejszego. Zacząłem więc najpierw przymierzać się do wymiany 518-tki. Obejrzałem 530i w nadwoziu e39, obejrzałem e46 330xi i jakoś żadne z nich mnie nie porwało. Owszem, oba mocne, ale z automatami, jedno z napędem na cztery koła – reasumując to nie to, czego szukałem. Lubię wachlować biegami, co ja poradzę. Wolę nadwozia coupe, a skoro jedno kombi już mam, zapadła decyzja, że jak już muszę, bo się uduszę, to szukam coupe.
Darmowe Sprawdzenie VIN
Sprawdź wypadkową przeszłość pojazdu
Co ja zresztą mówię – ono samo mnie znalazło. Szukałem akurat samochodów do „Hitów Allegro” i tak wpadłem na ogłoszenie. Cena zaporowa, ale sprzedający porządnie opisał poczynione inwestycje, które jak na tak stary samochód (profesjonalny car detailing, wymiana uszczelek, naprawa progów, wymiana całego zawieszenia) wcale nie były małe. Lubię samochody z historią, lubię sprzedających, którzy mają czas, żeby sprzedawany przez siebie samochód opisać. Zacząłem więc marzyć.
Nie wstawiałem go tu wtedy specjalnie, bo bałem się, że ktoś wejdzie, zobaczy, obślini się i kupi. Zadzwoniłem do gościa, potem jeszcze wymieniliśmy się kilkoma mailami, i gdy tylko wróciłem z Gruzji pojechałem oglądać 323i coupe w podobno perfekcyjnym stanie. Tu dodam, że do niedawna e36 kojarzyło mi się, pewnie jak i przeważającej części z Was z dresami, rdzą, tłukącym się nadwoziem, wieśniackim tuningiem, driftingiem pod Biedronką… Wszystko racja, tyle że e36 to piekielnie dobre samochody, choć większość z nich łatwego życia nie miała.
Znalezienie e36 do jazdy można rozpocząć z 3-4 tysiącami w kieszeni (są też tańsze), ale trzeba wtedy przyjąć, że od auta nie oczekujemy zbyt wiele i będzie ono raczej kolejnym gratem, na który nikt nie spojrzy. Dysponując 7-8 tysiącami można już zacząć rozglądać się za zadbanym egzemplarzem ze słabszym, czterocylindrowym silnikiem. Powyżej 12 tysięcy złotych zaczynają się perełki (choć uwaga na oszustów, którzy przeceniają zostawiające za sobą cztery ślady z toną szpachli na nadwoziu wraki) i tak aż do 20, a nawet 30 tysięcy złotych za coupe w wersji M. Oczywiście zaraz pewnie pojawią się głosy, że można kupić BMW e36 za 5 tysięcy, założyć felgi z rantem, gaz i śmigać. Można, ale na pewno nie będzie to egzemplarz, który w przyszłości będzie można zarejestrować na żółte blachy i który za 5-7 lat będzie zwracał na siebie uwagę tak samo jak e30 w dobrym stanie teraz. Trójki, lekkie z dużą mocą, napędem na tył stanowią bowiem łakomy kąsek dla tych, którzy uwielbiają prędkość, ale nie mają najczęściej ani pieniędzy na utrzymanie, ani niestety – umiejętności (większość egzemplarzy jest po poważanym dzwonie).
Kupiłem!
Po oględzinach 323i zapadła decyzja; wariacka, nieodpowiedzialna, być może przez to moje dziecko nie będzie miało najlepszego wózka modnej firmy, ale cóż – w garażu na miejscu E28 (jakieś skojarzenia?) stoi od końca sierpnia srebrne e36 coupe i cieszy swojego właściciela.
Moje e36, z wyjątkiem przednich lamp (stare podobno słabo już świeciły), wygląda dokładnie tak, jak opuściło fabrykę. Srebrny lakier jest oryginalny, a jedynie miejsce, w którym blacharz poprawiał fabrykę znajduje się na drzwiach kierowcy pod przednią listwą. Czarne klamki, czarne progi czy czarne listwy na drzwiach i zderzakach w dzisiejszych czasach zdradzałyby najtańszą wersję danego modelu, ale nie w latach 90-tych. Wtedy można było mieć wybór. Dlatego też jasna „szmata” na siedzeniach i boczkach drzwi została zestawiona z dwustrefową, automatyczną klimatyzacją, elektrycznym szyberdachem, pełnym komputerem (liczy więcej niż Atari w tamtych czasach), grzanymi fotelami, m-pakietową kierownicą (świetnie leży w dłoniach), dwiema poduszkami, absem, kontrolą trakcji czy fotochromatycznym lusterkiem!
Pod maską znajduje się rzędowy, 2,5-litrowy silnik o mocy 170 KM. Oznaczenie 323 wymyślono, bo 2,5-litrowa jednostka mogła dostarczać zarówno 170 jak i 192 KM; w mocniejszym wariancie nosi oznaczenie 325i. Jednak do auta o wadze 1375 kg, 170 KM wydaje się być mocą w zupełności wystarczającą. Silnik, już na VANOSIE (zmienne fazy rozrządu), jest bardzo elastyczny na niskich obrotach (można jechać 60 km/h na 5 biegu), a powyżej 3 tys. obr./min. zaczyna budzić się do życia i aż do odcinki sprawia swoim brzmieniem i osiągami niezwykłą frajdę. Pierwsza setka na liczniku już po 8 sekundach, a prędkość maksymalna dochodzi do 230 km/h. Tak dobre osiągi nie idą w parze z nadmiernym zużyciem paliwa. W mieście moje coupe zużywa średnio ok. 11 l/100 km (testowany właśnie przeze mnie uturbiony Hyundai i30 o mocy 186 KM nawet trochę więcej), a na trasie potrafi zadowolić się nawet 7 l/100 km (tu rzeczony Hyundai nie ma żadnych szans).
Jednak nie same osiągi, a harmonijny sposób, w jaki „rozlewają” się one po całym nadwoziu jest wart wszystkich wyrzeczeń. Trójka coupe jest świetnie wyważona, wchodzi w zakręty jak w masło, jej układ kierowniczy to po prostu poezja. Czasami mam wrażenie, że nienowe już opony, które przyjdzie mi wymienić w przyszłym sezonie, lepią się podłoża jakby były wykonane z kauczuku. Nad szybką jazdą w zakrętach pieczę sprawuje genialnie dopracowane zawieszenie – nie jest ani za twarde, ani za miękkie.
Wady? Oczywiście, że są. Małe wnętrze, mało miejsca nawet z przodu na niewielkich fotelach, fotele niezbyt wygodne, za blisko siebie pedały gazu i hamulca, za długie skoki skrzyni biegów, toporny już trochę wystrój w środku, za niski prześwit. Jednak piękna linia, oryginalny stan i dźwięk rzędowej szóstki sprawiają, że mimo to nie żałuję decyzji. Nie zamierzam tym autem driftować, nie zamierzam wstawiać mu felg z rantami i buczącego tłumika. Zamierzam się nim delektować w takim stanie, w jakim jest, ciesząc się oryginalnymi detalami i przyjemnością, jaką po prostu mam za jego kierownicą.
Tuż po zakupie wymieniłem jedną sondę lambda i zabezpieczyłem przewody hamulcowe. Większych prac 323i nie wymagało. Niebawem moje coupe trafi pod kołderkę i zaśnie snem zimowym, z którego przebudzi się w okolicach marca. Przed wakacjami opublikuję trochę więcej szczegółów z naszego udanego współżycia :)
Adam Gieras
Dane techniczne:
Produkowany: od 1995 do 1999 roku
Pojemność skokowa: 2494 cm3
Typ silnika: benzynowy
Moc silnika: 170 KM przy 5500 obr/min
Maksymalny moment obrotowy: 245 Nm przy 3950 obr/min
Montaż silnika: z przodu, podłużnie
Liczba cylindrów: 6
Układ cylindrów: rzędowy
Liczba zaworów: 24
Stopień sprężania: 10,5 : 1 : 1
Pojemność zbiornika paliwa: 65 l
Masa własna: 1375 kg
Skrzynia biegów: manualna, pięciobiegowa
Rodzaj napędu: na tylną oś
Prędkość maksymalna: 227 km/h
0 – 100km/h: 8 sekund
Spalanie (moje obserwacje): 7,4 l trasa/ 11 l miasto (podczas normalnej jazdy)
„2,5-litrowa jednostka mogła dostarczać zarówno 170 jak i 192 KM; w mocniejszym wariancie nosi oznaczenie 328i” Otóż nie, silnik z modelu 328i ma pojemność 2798ccm i moc 193KM, a silnik 2.5 litra występuje w dwóch wersjach, 170 i 192KM, są to silniki o oznaczeniach B25M50 (żeliwny blok silnika) oraz B25M52 (aluminiowy blok silnika). Silnik 2.8 również jest na aluminiowym bloku.
Dzięki za zwrócenie uwagi, oczywiście masz rację. Chodziło o 323i i 325i. 328i ma pojemności 2.8 litra. Pozdrowienia
flaki na wierzchu. Zapomniał Pan wspomnieć o wspaniałej przygodzie z astrą i golfem ;) A swoją drogą to jeśli szukamy fajnego coupe to dlaczego nie 2.8, które ma lepsze osiągi i niższe spalanie. Przy czym cena podobna bo ilość egzemplarzy na rynku bardzo duża…
A Pan Panie Sztoner może pochwali się swoim maluchem, zardzewiałym Swiftem, czy najgorszą biedą na kółkach W124, które nie miało ani hamulców ani zawieszenia. Golf i Asta były spoko :)
2.8 ma nieznacznie lepsze osiągi, pali jednak trochę więcej i akurat żadnego ładnego nie było. Pozdrawiam
„Niestety każdy kto jeździł troche r6 i v6-kami dobrze wie, że każdy model z większą mocą będzie palił mniej.” a potem „Otóż niestety jest to stek bzdur ponieważ auta z wiekszymi pojemnościami
na ogół mają wlasnie bardziej prawdopodobne przebiegi ze względu na
większe spalanie” ? Pozostawiam bez komentarza. I kończę dyskusję.