Mieszanka brytyjskiej arystokracji z niemiecką technologią to przepis Astona Martina na sportowe coupe.
Na nowego Vantage’a czekaliśmy przeszło 12 lat. Teraz, widząc efekt końcowy, trzeba przyznać, że było warto. Stylistycznie to wciąż podobna sylwetka zgrabnego, zwartego coupe z silnikiem w położeniu przednio-centralnym, ale samochód zdaje się bardziej prężyć muskuły pod połaciami karoserii. Całość jest zwartą bryłą, bez żadnych odstających elementów pakietu aero. Szeroki wlot powietrza z przodu powoduje wrażenie, że auto węszy w poszukiwaniu celu, a z tyłu efektownym zabiegiem jest połączenie tylnych lamp w jeden kształt.
W środku także sporo nowości. Kokpit wygląda bardzo sportowo z fotelami szczelnie otaczającymi kierowcę i pasażera. Szeroka konsola środkowa zyskała kaskadowy układ przycisków ze starterem w centralnym miejscu, a na szczycie znak czasów – duży ekran sterowania pokładowymi systemami. Całość przystrojona najlepszymi gatunkowo materiałami, kontrastowymi przeszyciami i całą masą detali.
Nie będzie V12. To wiemy już teraz, ale V8 też robi robotę. Pochodzi od AMG, ale Aston Martin po swojemu zestroił oprogramowanie i wydech. Mimo, że parametry nie zmieniły się względem Mercedesa (510 KM, 4 litry, podwójne turbo), to hałas jest unikalny dla Vantage’a. Silnik połączono ze skrzynią automatyczną 8-stopniową firmy ZF oraz elektronicznym dyferencjałem i systemem torque vectoring. Zespół napędowy jest tak osadzony w aluminiowym podwoziu, aby uzyskać rozkład mas idealnie 50/50, co zapowiada świetne właściwości jezdne. Aston deklaruje sprint do 60 mph w 3,6 s, a maksymalna prędkość to 312 km/h.
Dzięki aluminiowej platformie nowy Vantage jest lżejszy od poprzednika, a za sprawą silnika mocniejszy. Zyskał nie tylko na polu osiągów, ale też w wymiarze czysto praktycznym: rozstaw osi jest większy, więc w środku jest więcej miejsca dla wysokich kierowców. W USA nowy Vantage będzie kosztował 150 tys. USD.
Bartłomiej Puchała
fot. Aston Martin