Crema del raccolto, to nic innego, jak włoski odpowiednik frazy crème de la crème. Potocznie „coś najlepszego”, zdaje się doskonale pasować do nowej wersji specjalnej, jaką Alfa Romeo przygotowała do swoich modeli na ten rok. Czego zatem mogą się spodziewać nabywcy w 2025 roku?
Jeśli chcesz zrozumieć motoryzacyjną „mowę ciała”, to pojawienie się edycji specjalnych w ofercie modelowej, oznacza dwie rzeczy. Albo producent celebruje jakiś sukces, bądź okrągłą rocznicę, albo próbuje utrzymać uwagę potencjalnych klientów na swoim samochodzie. Absolutnie, nie widzę w tym nic złego. W ten sposób, utrzymywano na rynku wspaniałą Pagani Zondę, aż do 2022 roku. Ogromna ilość edycji specjalnych (było ich w sumie 26, choć nie dam sobie ręki uciąć za tę liczbę) pozwoliła, by epicka Zonda, nie przeszła do historii na długo po pojawieniu się następcy, czyli Huayry. Swoją drogą, ta została zastąpiona w zeszłym roku, przez model Utopia.
W podobny sposób, patrzę na kolejną edycję specjalną Alfy Romeo Giulii oraz Stelvio. Oba samochody, zadebiutowały na rynku w 2016 roku, co oznacza, że to obecnie jedne z najdłużej oferowanych aut w swoich klasach. Czy to coś złego? Absolutnie nie! To ostatnie, niezelektryfikowane samochody w gamie włoskiego producenta. Mało tego, właściwie ostatnie modele w swoich klasach, gdzie do uzyskiwania niutonometrów oraz koni mechanicznych, wykorzystuje się wyłącznie wybuchy, wywołane przez sprasowaną mieszanką powietrza oraz paliwa. Co więcej, oba samochody były naprawdę świetne w czasach, kiedy je testowałem i założę się, że dalej potrafią zachwycić.

Intensa, czyli wszystko, co najlepsze
Odejdźmy na chwilę od romantyzmu, by skupić się na tym, co oferuje nowa wersja Alfy. Intensa, jako pierwsze wśród specjalnych, jest oferowana we wszystkich modelach włoskiego producenta. Co więcej, uplasowano ją na szczycie wersji wyposażeniowych, co oznacza, że poza garścią wyjątkowych detali, na wyposażeniu mamy wszystko, co mogą nam zaoferować Włosi. A czym wyróżniają się modele Intensa?
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to felgi. Duże, ciemne, o klasycznym wzorze i ze złotym wykończeniem. W mrocznej kolorystyce utrzymano też światła oraz lusterka, ozdobione dodatkowo motywem włoskiej flagi. Wybierając Intensę, musisz być przygotowany na pewne wyrzeczenia. Jakie? Na przykład kolor nadwozia. Samochody oferowane są w głębokiej czerni, sportowej czerwieni (czerwony Alfa i Etna) oraz w przepięknej zieleni Montreal. Żeby było jeszcze ciekawiej, tutaj też natrafisz na pewne gwiazdki. Junior, nie jest dostępny w kolorze czerwonym Etna i zielonym Montreal. Tonale, może być zielone, ale z czerwonych kolorów, dostępny jest wyłącznie pastelowy Alfa.
W środku, samochody wyróżniają się jasnobrązowym przeszyciem, wyszytym logotypem na zagłówkach przednich foteli oraz wytłoczoną nazwą wersji specjalnej na siedzeniach i podłokietniku. Fotele w Tonale oraz Junior, są częściowo pokryte skórą, a tam, gdzie jej nie ma, znajdziesz alcantarę. Flagowe modele Alfy Romeo, mają już w pełni skórzaną tapicerkę. Na koniec, wersje silnikowe oraz ceny. Wersja Intensa, dostępna jest praktycznie ze wszystkimi, obecnie oferowanymi silnikami. Z tego, co widziałem, wyjątkiem jest tylko 160-konny turbodiesel, którego znajdziesz w ofercie Giulii oraz Stelvio. No i oczywiście 2.9 V6, ale o tym wspomniałem tylko formalnie. Ceny Juniora Intense zaczynają się od 155 100 zł, za 136-konną wersję Ibrida. Tonale, kosztuje co najmniej 220 tysięcy złotych, Giulia 280 900 zł, a Stelvio minimum 311 tysięcy złotych.

Trochę Intensy w praktyce
I tutaj pewnie zakończyłbym prezentację, gdyby nie jazdy testowe. Prawdę mówiąc, było mi trochę wszystko jedno, jakie auto dostanę. Flagowe modele znam dość dobrze i cieszyłbym się z kolejnego spotkania, ponieważ są świetne. Pozostałej dwójki nie znam, więc też chciałbym spędzić za kierownicą któregoś z nich choć chwilę. Ostatecznie padło na Tonale Ibrida Plug-in Q4, czyli zestaw składający się z silnika elektrycznego oraz czterocylindrowej jednostki 1.3. W sumie, na papierze daje to 280 KM oraz 270 Nm momentu obrotowego. Dzięki temu, Tonale rozpędza się do 206 km/h, a pierwsza setka, pada po nieco ponad 6 sekundach.
Czemu mówię „na papierze”? Tonale miało rozładowaną baterię trakcyjną, co oznaczało, że o pełnej mocy, mogłem sobie co najwyżej pomarzyć. Sam silnik spalinowy, produkuje dość pokaźne 180 KM, jednak w praktyce, jako takich fajerwerek, można było oczekiwać dopiero po wybraniu trybu sportowego. W ustawieniu Normal, Tonale było zaskakująco spokojne. Trochę wręcz apatyczne i to nie był jedyny problem, jaki miałem z tym samochodem. Poza samym, potencjalnie mocnym silnikiem, nieszczególnie mogłem doświadczyć curoe sportivo w teoretycznym następcy Giulietty QV. Owszem, jazda testowa trwała nieco ponad godzinę, podczas której zrobiłem skromne kilkanaście kilometrów po warszawskim Centrum. To, obecnie bardziej przypomina tor z przeszkodami w postaci korków i robót drogowych, więc skondensowanie wrażeń z jazdy, było bardzo konieczne. Czemu zatem twierdzę, że nie szło dogadać mi się z Tonale?

Wrażenia z jazdy z warszawskiego toru przeszkód
Rozładowany akumulator, to tylko początek komplikacji. Bardzo cieszyło mnie to, że do Tonale przemycono elementy, za które kocham Giulię i Stelvio. Kierownica oraz potężne łopatki do zmiany biegów, to elementy, do których zapała afektem każdy miłośnik sportowych akcentów. Bardzo szybko sięgnąłem za pokrętło DNA, wybierając odpowiedni tryb jazdy i zacząłem zabawę od pociągnięcia za aluminiową płytę z minusem, a tam? Długo nic i kompletnie wyzuta z emocji zmiana biegu. Byłem lekko zmieszany, bo nie tego spodziewałem się od samochodu, który reklamowany jest hasłem curoe sportivo. Kilka innych prób z klasycznym, sześciobiegowym „automatem”, poskutkowało tym, że zawiedziony, zrezygnowałem z dalszej zabawy.
Zacząłem więc szukać pazura w prowadzeniu i z początku, też nie było najłatwiej. W standardowym trybie, układ kierowniczy pracuje tak lekko, że mógłbym przysiąść, że skręcałem wyłącznie za pomocą siły woli. Jednocześnie też wyczucie samochodu na drodze, też było dość mgliste. Nie byłem do końca pewien tego, jak samochód poradzi sobie z zakrętem oraz czy utrzyma się zaplanowanej nitki, jednak powrót do sportowego ustawienia systemu DNA zmieniło to i owo.
Zawieszenie wyraźnie się usztywniło, a praca układu kierowniczego, była już bardziej oporna co sprawiło, że samochód zaczął się prowadzić pewnej. Owszem, Tonale wciąż ma daleko do prawdziwie sportowych nastawów, ale w takim ustawieniu, szybkie pokonanie zakrętu, nie stanowiło większego problemu. Jeśli chodzi o hamulce, to raczej powiem niewiele. Nie zapamiętałem ich negatywnie, ale też nie miałem okazji, by móc wykorzystać pełnię ich potencjału. Na tej płaszczyźnie mogę stwierdzić, że to chyba dobrze, jeśli nie mam nic do powiedzenia.

Sportowe wrażenia z jazdy, to nie tylko mocny silnik
Niemniej jednak, Alfa Tonale trochę mnie rozczarowała. Jestem alfisti od kilkunastu lat, bardzo kibicowałem tej marce w momencie, kiedy wreszcie nabierze swojego, w pełni indywidualnego charakteru i mogłaby budować samochody zgodne ze swoim duchem (czyli po debiucie Giulii i Stelvio. Nawet spekulowano swego czasu, że następca Giulietty, również otrzymałaby napęd na tylną oś). Tymczasem księgowi uznali, że obecnie kupujących, interesuje wyłącznie nadwozie typu crossover albo SUV i to jest droga, jaką włoska marka powinna kroczyć.

Bardzo chciałbym dać hybrydowemu Tonale jeszcze jedną szansę, bo może pełnowymiarowy test ukazałby mi to, czego nie mogłem zobaczyć w godzinnej jeździe. Niemniej jednak, trudno mi uzasadnić wydatek ponad 290 tysięcy złotych na coś, co jest curoe sportivo wyłącznie z nazwy. Aaa i tak przy okazji. Wielu dziennikarzy swego czasu, dywagowało nad genezą słowa Tonale. Oczywiście, nazwa wzięła się od przełęczy w Alpach Retyckich. Junior jest więc pierwszym modelem Alfy Romeo, który zerwał z nazywaniem SUV-ów/crossoverów od włoskich przełęczy.
Marcin Koński
Zdjęcia Alfa Romeo Intensa:

































Komentarze 1