Opisywane auta to prawdziwa motoryzacyjna ekstraklasa sprzed lat. Uchodziły niegdyś za bardzo szybkie. Czas jednak jest nieubłagany i obecnie niektóre całkiem niepozorne nowe auta mogą wprawić właścicieli tych jeżdżących legend w zadziwienie.
Przed Wami pięć pojedynków spod świateł, których wynik może być zaskakujący.
Co nie znaczy, że „szybsze” zawsze jest „fajniejsze”…
1. Mercedes W140 S600 vs VW Passat 2.0 TDI
Tak, tak. Ukochana limuzyna królów, gwiazd i gangsterów z lat 90 dostaje „wciry” od poczciwego Passata. Z silnikiem Diesla.
Co prawda nie jest to pierwszy lepszy Passat TDI, bo mówimy o 240 konnej wersji z podwójnym doładowaniem, napędem na cztery koła i automatem. Ale i klasyczny przeciwnik nie ma się czego wstydzić. 6.0 V12 i 394 lub 408 KM – w zależności od roku produkcji – kiedyś wystarczyło niemal na każdy samochód na drodze. Dziś Passat jest szybszy o 0.3 sekundy (6.6 vs 6.3 s do setki).
No cóż, po skończonym wyścigu kierowca Mercedesa zawsze może powiedzieć, że wcale się nie ścigał. Bo w „sześćsecie” nic nie musisz.
2. Honda NSX vs BMW X3
NSX to prawdziwa legenda. Współtworzony przez wspaniałego Ayrtona Sennę supersamochód, nazywany japońskim Ferrari. Piękny, dopracowany technologicznie, wyprzedzający swoje czasy. Wówczas (debiut w 1990 r.) również bardzo szybki.
Dziś czasy nieco się zmieniły. W latach świetności NSXa o SUVach dopiero zaczynano myśleć, zaś diesle były kojarzone raczej z autami roboczymi. Obecnie jednak, BMW X3 w wersji 3.0d (258 KM) pozwala na osiągnięcie setki w identycznym czasie 5.9 sekundy.
A więc nieduży SUV i to wcale nie w najmocniejszej wersji silnikowej (w sprzedaży jest jeszcze 313 konna odmiana 35d…) idzie łeb w łeb z jednym z najbardziej fascynujących supersamochodów wszech czasów. Ech…
Czy jest jednak na sali ktoś, kto z tej dwójki wybrałby BMW?
3. Porsche 911 vs Skoda Octavia
OK, ten pojedynek nie jest do końca fair. W końcu Porsche, które biorę tu pod uwagę pochodzi z pierwszej serii i było produkowane od 1964 roku. Jego dwulitrowy silnik wytwarzał 130 KM, co pozwalało na osiągnięcie pierwszej setki w czasie 9 sekund.
Na ówczesne czasy to był doskonały wynik. Zresztą to od takiego modelu rozpoczęła się trwająca nadal historia ikonicznego 911, które zachwyca kierowców na całym świecie po dziś dzień. Niestety, kierowca dawnego 911 nie będzie zbyt zachwycony, gdy obok niego na światłach stanie chociażby aktualna Skoda Octavia. Wystarczy 150 konny silnik 1.4 TSI, by osiągnąć 100 km/h w 8.1 s i zostawić poczciwe Porsche daleko w tyle. O ile oczywiście kierowcy klasycznego Porsche będzie się chciało ścigać ze Skodą. W co wątpię.
4. Honda S2000 vs Skoda Superb
Mówi się, że Honda S2000 doprowadziła do wdowieństwa większą liczbę kobiet, niż niektóre konflikty zbrojne.
Ten 240 konny, dziki, tylnonapędowy roadster (dziś egzemplarze bezwypadkowe są niemal nie do dostania) daje mnóstwo frajdy z jazdy… Ale do pierwszej setki rozpędza się w 6.2 s, o ile kierowca nie boi się docierać do końca ogromnej skali obrotomierza. Zaś nowa Skoda Superb z dwulitrowym, doładowanym silnikiem o mocy 280 KM, sprzężonym z dwusprzęgłowym automatem robi to w 5.8 s, a więc niemal o pół sekundy szybciej. Spod świateł sportowa Honda zostaje z tyłu. I to niezależnie od warunków, bo zestaw „napęd na cztery koła + DSG” daje rodzinnej Skodzie przewagę właściwie zawsze i wszędzie.
5. Ferrari Enzo vs Nissan GTR
Ferrari Enzo do dziś jest dla mnie synonimem supersamochodu. Co ja mówię, nawet hipersamochodu! Niesamowicie dopracowane technicznie, będące niemalże drogową wersją bolidu F1. I to z czasów, gdy team Ferrari odnosił największe sukcesy (debiut w 2002 r.). Nazwane na cześć samego założyciela firmy, astronomicznie drogie i dostępne jedynie dla nielicznych. Ferrari samo wybierało, kto dostąpił zaszczytu stania się właścicielem Enzo. Setka w 3.3 sekundy to nawet dziś, po kilkunastu latach, wynik godny najlepszych. Ale Japończycy nic nie robią sobie z europejskich świętości. Kosmiczne, niewyobrażalne 2.7 sekundy do 100 km/h w modelu GTR z roku 2017 pozwala na zostawienie wspaniałego Ferrari z tyłu. W odróżnieniu od Enzo, posiadaczem GTRa może stać się każdy, kogo na to stać – a jego cena wynosi mniej więcej tyle, ile właściciel Ferrari płaci w serwisie podczas dwóch przeglądów. A więc GTR może i jest szybszy. Ale elitarne Enzo jest jedyne w swoim rodzaju. Już jest klasykiem, a za kilkanaście lat jego ceny poszybują w kosmos. A że jakaś japońska zabawka jest szybsza?
Nie bądźmy śmieszni…
Mikołaj Adamczuk
fot. pinterest, cnn.com, motorstown.com, dianomotor, autoblog, Moto Pod Prąd, fahrwerk.pl