To było naprawdę niewiele więcej niż 5 minut, bo na tor w Słomczynie jechałem dłużej niż pojeździłem na obiekcie, ale Ford Mustang Mach 1 odwdzięczył się przepięknymi chwilami. Takie poświęcenie to żaden problem, by poupalać produkt Ford Perfomance z V8 pod maską i 460 KM chętnymi do galopu!
Od razu mówię, że nie będzie to test, a jednak pierwsze wrażenia na gorąco po kilku godzinach na Autodromie w Słomczynie. Nigdy nie byłem na tym obiekcie i powiem szczerze, że nie jest to najdłuższy tor w historii Polski. Owszem jest tam kilka prostych i ciasnych zakrętów, ale raczej to tor kartingowy i dla mniejszych aut niż Mustang. Mimo wszystko granicę 100 km/h spokojnie udało się pokonać.
Ford Mustang Mach 1 – co to w ogóle znaczy?
To specjalna wersja Mustanga, która towarzyszy od początku tego pony car’a. Jest oczywiście odpowiednio zmodyfikowana i bardziej sportowa. To w jej nadwoziu znajdziemy części od Ford Performance znane z bardziej rasowych i mniej cywilnych samochodów (np. z GT350) jak manualna skrzynia biegów, wzmocnione zawieszenie i parę niuansów w budowie silnika V8, który może pochwalić się 460 KM i maksymalnym momentem obrotowym równym 529 Nm.
Po drugie zmiany wizualne. Nie bez powodu znajdziemy tu emblematy Mach 1, specjalne felgi lub kolory nadwozia. Z przodu pojawiła się inna atrapa grilla z szarym znaczkiem Mustanga oraz fake’owymi wlotami powietrza (mogli sobie darować). Z tyłu natomiast dyfuzor z GT350 i cztery 4,5-calowe końcówki wydechu, ale o nich później.
W środku tabliczka znamionowa z nr produkcyjnym. Miły gadżet, chociaż produkcja nie będzie limitowana. Po prostu zamówienia będę zbieranym do konkretnej daty.
Zakręty i Mustang?
Czasy, w których amerykańskie auta były dobre na prostej powoli odchodzą w zapomnienie. Ford zawsze przodował w prowadzeniu, aczkolwiek Mustangi jak to auta z rodowodem z USA nie lubiły krętych torów. Oczywiście obecny GT jeździł już lepiej niż pierwszy Mustang po powrocie do Europy, ale… Mach 1 robi to jeszcze lepiej. Nie wierzycie? Bokiem przejechałem tylko jeden zakręt, a poza nim albo pomagała elektronika, albo nie było potrzeby interwencji.
Naprawdę kleił się drogi i potrafił skręcać. I to w dynamicznej jeździe. Zwłaszcza, gdy do jazdy wybierzemy sportowy lub torowy tryb. Wówczas układ kierowniczy robi się twardszy, reakcja na gaz jest czulsza (uwaga na głowę i zagłówek) i samochód dzięki zawieszeniu magneride jeszcze lepiej trzyma się drogi. Sprawdzone na zakrętach z prędkością 70/90 km/h i to wszystko na drugim biegu.
Oczywiście sprzęgło i drążek (jak z Bullit’a) działa opornie i skokowo – w końcu to sportowy wóz.
V8 musi bulgotać!
Wszyscy wiemy, że Mustanga nie powinniśmy nazywać muscle’carem, ale auta tego typu muszą dobrze brzmieć. I Ford o to zadbał. Samochód przyjemnie bulgocze, a dźwięk zmienia się wraz z odpowiednim trybem jazdy. Nie miałem zbytnio czasu wsłuchiwać się w wydech podczas jazdy, ale w przerwach z przyjemnością słuchało się odgłosów z toru innych kierowców, którzy próbowali Mustanga (często było słychać również pisk opon).
Różnica względem standardowego GT jest widoczna
Nie tylko w nadwoziu, ale szczególnie w sposobie prowadzenia i możliwościach. To nadal cywilne auto, ale z mocno sportowym zacięciem i oczywiście tylnym napędem. Ma wiele wspólnych cech ze zwykłym GT, ale kosztuje 56 tysięcy złotych więcej (285-295 tysięcy złotych) i wygląda bardziej zawiadiacko.
Określając jednym hasłem, to zdecydowanie radosne auto, które fenomenalnie umila podróżowanie. Poza tym pozwala też na sporo w takim miejscu jak Autodrom Słomczyn! Na pewno potrafi też zrobić bączka, ale tego nie miałem okazji sprawdzić.
Konrad Stopa