Dziesięć samochodów, które dziś jeszcze nie kosztują zbyt wiele, za to w przyszłości mogą być poszukiwanymi klasykami.
Czasy się zmieniają, a wraz z nimi motoryzacja. Auta, które jeszcze niedawno gniły na blokowiskach, teraz są poszukiwanymi klasykami. Tak to działa – samochody w naturalny sposób znikają z ulic, a gdy już jest ich bardzo mało, ich wartość systematycznie zaczyna rosnąć. Szczególnie teraz, gdy co tydzień czytamy o jakichś nowych “elektrykach”, zaczynamy mocniej doceniać wyroby z czasów minionych. W roku 2024 szczególną popularność wśród miłośników zyskują samochody z lat 90., a nawet wczesnych 2000. My poszliśmy dalej – staraliśmy się znaleźć przykłady stosunkowo młodych fur, na które hype train jeszcze nie odjechał.
Jak to zrobić? Zasady są zawsze takie same – szanse na zostanie klasykiem mają przede wszystkim samochody o unikatowych cechach – limitowane edycje, reprezentanci nurtów które zniknęły, wszelkie topowe/usportowione wersje popularnych aut czy modele wyposażone w rozwiązania techniczne niespotykane już na rynku pierwotnym. Dodatkowe punkty mają “jednorazówki”, czyli samochody, które producenci tworzyli, by dość szybko je wycofać bez następcy. Fory mają także marki, które już zniknęły, a nadal posiadają silną bazę miłośników. Zaczynamy zestawienie!
Mercedes-Benz SLK R171
Już teraz pierwsze SLK generacji R170 jest rozpatrywane jako youngtimer, ale jestem niemal pewny, że to samo spotka niedługo jego następcę. Model R171 zachował wszystkie kluczowe cechy poprzednika, ale został w każdym aspekcie dopracowany, więc ma sporo do zaoferowania. Mocne silniki od R4 do V8, składany hardtop i design inspirowany flagowcem Mercedesa z tamtych czasów – modelem SLR McLaren – powinny działać na korzyść wzrostu wartości SLK drugiej generacji.
Fakt, że można ten samochód kupić za mniej niż 30 tys. zł wynika tylko z tego, że z fabryki wyjechało ich grubo ponad pół miliona. Na w miarę rokujący egzemplarz z motorem 1.8 kompresor należy jednak naszykować od 40 do 50 tys. zł. Powyżej tej granicy zaczynają się modele z V6. Ceny SLK AMG z 5.5-litrowym V8 także jeszcze nie zabijają – auto można kupić od około 100 tys. zł.
BMW serii 1 E8x
Naprawdę wierzę, że ceny pierwszego BMW 1 już wkrótce pójdą w górę. Model ten reprezentuje naprawdę dużo cech typowego kandydata na youngtimera – był bardzo nietypowy jak na swój segment (RWD, silnik wzdłużnie), gama nadwoziowa obejmowała aż cztery wersje (3d, 5d, coupe, kabrio), a pod maską montowano bardzo różnorodne silniki z R6 turbo włącznie.
Obecnie model ten w najtańszych wersjach z silnikami 1.6 czy 2.0 przechodzi fazę “gruz”, czyli moment dogorywania najtańszych egzemplarzy kupowanych przez młodzież ze względu na znaczek i tylny napęd. Tymczasem wszystkie wersje z motorami R6 już poniżej pewnego poziomu nie spadną. Najlepsze z nich kosztują obecnie od 40 tys. zł (hatchbacki) aż do 85 tys. zł (coupe/kabrio). Wybór jest jeszcze duży, bo na samym OTOMOTO widnieje ponad 900 ogłoszeń BMW serii 1 pierwszej generacji.
Saab 9-3 Kabriolet
Saab jest znany z trzech rzeczy: bezpieczeństwa, turbodoładowania i kabrioletów. Wszystkie te cechy spaja model 9-3 Kabriolet produkowany od 1998 do 2002 roku jako modernizacja modelu 900, a potem jako nowy model aż do 2011 roku. Marka już nie istnieje co tylko dodaje modelowi 9-3 punktów w klasyfikacji przyszłych klasyków, za to eksploatacja takiego kabrioletu nie jest wcale tak bardzo kłopotliwa. Pokrewieństwo z Oplem rozwiązuje niektóre problemy z częściami, przy czym mając Saaba pokazujesz swój indywidualny lifestyle.
Dobry egzemplarz najwcześniejszych serii 9-3 kupicie już za 30 tys. zł i polecam to osobom szukającym jak najbardziej analogowej motoryzacji. W podobnej cenie występują późniejsze egzemplarze drugiej generacji, a za około 55 tysięcy można już celować w topowe odmiany Aero z turbodoładowanym 2.8 V6. Z kolekcjonerskiego punktu widzenia najcenniejszy jest model Viggen pierwszej generacji, ale powstało ich tylko 4600 sztuk, w tym 1300 kabrioletów. Taki samochód może kosztować już ponad 20 000 euro.
Peugeot RCZ
Jednorazowy wystrzał Peugeota, model bez poprzednika i bez następcy. Efektowne coupe RCZ pojawiło się w 2009 roku i zniknęło w 2015. Auto pełne sprzeczności – z jednej strony dach i tył jak w Zagato, z drugiej front jak w Peugeocie 308 twojej babci. Aspiracje sportowe, ale skromna pojemność silnika i napęd tylko na przód. Chyba największym problemem z RCZ jest brak sensownego silnika benzynowego. Do tego modelu trafiały jednostki 1.6 THP słynące z wielu problemów z głowicami, rozrządem i dolotem. Z drugiej strony można mieć świetnego turbodiesla 2.0 HDi, ale do takiego auta “klekot” zupełnie nie pasuje.
Ze względu na małą praktyczność, markę i wspomniany paradoks silników nikt tego auta za bardzo nie chce, więc można nabyć go w dość dobrej cenie. Osobiście poświęciłbym czas na poszukanie egzemplarza od pasjonata, który wiedział jak ograniczyć ryzyko związane z jednostkami THP. Pomaga przede wszystkim skrócenie interwałów olejowych oraz regularne tankowanie benzyny 98. Ceny Peugeota RCZ zaczynają się od 25 tys. zł. Im późniejsze auto tym mniej kłopotliwe, więc celowałbym w polifta – ceny ostatnich roczników wahają się od 50 do 70 tys. zł.
Toyota GT86
Na pewno kojarzycie wszystkie sportowe Toyoty z lat 80. i 90. – MR2, Supra, Celica, Corolla AE86, a także niszowe jak Sera czy Paseo. W pewnym momencie to wszystko zniknęło. W 2010 roku, tuż po tym jak Japończycy wycofali się z programu F1, Toyota była najmniej sportową marką świata. I nagle pojawiła się ona – GT86 opracowana wspólnie z Subaru. Model ten był ambitną próbą powrotu tej marki do produkcji przystępnych cenowo coupe. Ma wszystko co trzeba – lekkość, napęd na tył, skłonność do jazdy bokiem i silnik typu bokser zapewniający nisko położony środek ciężkości. Można się czepiać jakości wykonania czy niedoboru momentu obrotowego, ale to był stosunkowo niedrogi samochód.
GT86 była pierwszym promyczkiem sygnalizującym powrót Toyoty do sportu. Dziś marka ta angażuje się w WRC i WEC, wznowiła linię Supry, wypuściła cywilną rajdówkę w postaci Yarisa GR i szuka sposobów na przystosowanie silników tłokowych do spalania wodoru. Z kolei następca GT86, model GR86, wkrótce zniknie z Europy ze względu na przepisy UE. To dobry moment, aby nabyć GT86 – ich ceny raczej nie będą spadać, a za niezły egzemplarz trzeba teraz dać 70-80 tys. zł.
Mazda RX-8
Tego chyba naprawdę nie trzeba tłumaczyć. Ostatnie duże coupe Mazdy, ostatni samochód produkcyjny napędzany Wanklem. Niepowtarzalna charakterystyka silnika okupiona jest niestety licznymi problemami. Wysokie zużycie paliwa i oleju to tylko wstęp, bo wirujące tłoki cierpią przede wszystkim na utratę kompresji i inne problemy wynikające z niewłaściwej eksploatacji (więcej o tym w artykule o RX-7 – link tutaj). Z drugiej strony wysokoobrotowy silnik i napęd na tył miksują się tu z bardzo świeżo wyglądającym designem i ciekawym układem wnętrza 2+2 z tylną parą drzwi otwieranych “pod wiatr”. RX-8 to naprawdę ciekawy samochód, a w oryginalnym stanie warty zachowania.
W tej chwili sporo osób kupuje te Mazdy głównie dla atrakcyjnego wyglądu, a nie oryginalności. Po awarii silnika Wankla w wielu z nich pojawiają się silniki rzędowe Hondy, BMW, Nissana, a w skrajnych przypadkach także VAG-owskie 1.8T. Wystarczy spojrzeć na portale aukcyjne – połowa RX-8 już pożegnała się z wirującym tłokiem. Tym bardziej szanuję ludzi, którzy jednak decydują się na remont fabrycznej jednostki w jednym z nielicznych warsztatów obsługujących Wankle. Ceny skundlonych Mazd startują już od kilkunastu tysięcy złotych, te oryginalne kosztują bliżej 40 tysięcy. Ostatnie roczniki są rzadkie i już teraz podchodzą pod 100 tys. zł.
Hyundai i30 N
Tutaj obstawiam wzrost wartości z kilku powodów. Przede wszystkim jest to pierwszy model wypuszczony pod marką Hyundai N. Później był już tylko i20 N zanim Koreańczycy stwierdzili, że N przechodzi w całości na napędy elektryczne. I to by wystarczyło, ale “przy okazji” i30 N to po prostu świetny hot hatch. Za jego podwozie odpowiadali ludzie wcześniej odpowiedzialni za rozwój topowych BMW M i to czuć. Auto jeździ i brzmi wzorowo, a klienci mogli wybrać tradycyjną skrzynię ręczną lub dwusprzęgłowe DCT. Fajny jest nawet lakier Performance Blue jednoznacznie kojarzony ze sportową odnogą Hyundaia.
Dodatkowo i30 N ma aż dwie wersje nadwozia – oprócz tradycyjnego hatchbacka 5d jest też Fastback, więc dodatkowy punkt dla Hyundaia. Ceny używanych modeli nie szokują. Najtańsze egzemplarze o mocy 250 KM kosztują jakieś 70 tys. zł, ale te naprawdę z pierwszego rzędu potrafią przekraczać 120 tys. zł.
Honda Civic Type R FN2
Słynne wolnossące silniki VTEC w usportowionych modelach Hondy mają ogromną tradycję. Przez lata budowały legendę tej marki, ale w końcu musiały otrzymać turbodoładowanie. Miało to miejsce w Civiku Type R dziewiątej generacji. Prezentowany tu model FN2, czyli “ósemka”, ma jeszcze 201-konny wariant bez doładowania. W pierwszych latach po debiucie auto było krytykowane za wygląd i znacząco większą niż w poprzedniku masę. Dziś, po latach, jego wygląd jest zaletą, a miłośnicy coraz bardziej doceniają zapomnianą już wysokoobrotową charakterystykę silnika.
Do tego model ten kosztuje moim zdaniem mniej niż powinien. Jak na tak rzadki wóz (LHD tylko 8400 aut) cena na poziomie 35-40 tys. zł jest więcej niż przyzwoita. Civic Type R pewnie podrożeje gdy już zakończy się jego kariera w amatorskim motosporcie oraz gdy z dróg znikną sprowadzane niskim kosztem z UK wersje RHD. Tymczasem można ten solidny i sprawiający frajdę wóz nabyć naprawdę tanio.
Audi A5
Mam tu na myśli wersje coupe i kabriolety, bo tym oryginalnie miało być A5. Pięciodrzwiowy Sportback dołączył później i kompletnie zdominował sprzedaż spychając dwudrzwiowe odmiany do niszy. Jednak moim zdaniem to właśnie one zaczną drożeć jako pierwsze. Powodem jest design stworzony oryginalnie przez Waltera de Silvę oraz całkiem duży wybór mocnych jednostek napędowych z V8 na czele. RS-y nigdy nie będą tak przystępne, aby wpaść w zasięg finansowy większości Polaków, ale moim zdaniem także zwykłe A5 wkrótce zacznie być bardziej cenione.
Jak to w markach premium, wiele zależy od kompletacji konkretnych egzemplarzy. Te bardziej wypasione z mocniejszymi motorami będą trzymać cenę lepiej niż biedne turbodiesle. Model ten jest wciąż chętnie sprowadzany do nas z zachodu, więc teoretycznie nadal można znaleźć coś wartego uwagi. Na pewno należy uważać na skrzynie automatyczne Multitronic, ale nie brakuje też na rynku A5 wersji z dwusprzęgłową skrzynią S-tronic. 50 tys. złotych wystarczy na znalezienie czegoś ciekawego z silnikiem 2.0, ale mocniejsze odmiany 3.0 potrafią kosztować dwa razy tyle.
Toyota RAV4 MK1
Mieliśmy sporo samochodów sportowych, więc czas na coś innego. Toyota RAV4 skończyła już 30 lat, więc jest najstarszym samochodem w tym zestawieniu, ale przez ten czas zapomniała podrożeć. Na fali popularności kompaktowych SUV-ów zapewne przyjdzie czas gdy ich protoplaści zaczną zyskiwać na wartości. Tym bardziej, że RAV4 pierwszej generacji pochodzi z czasów, gdy SUV rzeczywiście był wierny swojej koncepcji: miał stały napęd 4×4, służył do rekreacji, a na jego tylnej klapie nadal spoczywało pełnowymiarowe koło zapasowe. Najfajniejsze są oczywiście wersje 3-drzwiowe, bo to coś, czego już nie ma, a kiedyś był na to całkiem spory popyt.
Model ten nie jest zbyt ceniony w Polsce, więc też wybór jest niewielki. Przyzwoite sztuki można nabyć za mniej więcej 15-20 tysięcy, a topowe egzemplarze to wydatek bliżej 30 tys. Warto szukać modeli z klimatyzacją, bo to wcale nie jest oczywiste w wozie z lat 90. Oczywiście to nadal stara Toyota, więc trzeba się liczyć z obecnością korozji. Mechanika wspólna z wieloma innymi samochodami tej marki raczej nie powinna sprawiać problemów.
Bartłomiej Puchała
fot. materiały prasowe