Julek Szalek przed ekranem mógł pojawić się wam miliony razy. I to od dłuższego czasu i w różnych mediach. Kolejna rozmowa w serii „10 pytań do” już poniżej.
1. Jakie było Twoje pierwsze auto i jak je wspominasz?
Wspominam je bardzo dobrze, bo mam je do dzisiaj. Moim pierwszym samochodem była Warszawa 203 z 1966 roku. Auto kupiłem w liceum, jakoś krótko po zrobieniu prawa jazdy. Wymyśliłem sobie, że ją wyremontuję i będę jeździł nią, na co dzień. I plan się powiódł. Przez całe studia jeździłem czarną Warszawą.
Choć to nie było wcale tak dawno temu, Warszawę mogłeś wtedy kupić w całkiem niezłym stanie i na chodzie. W zasadzie nikt nie myślał o niej jak o klasyku, a tym bardziej zabytku. Jak ktoś już brał się za remont, to celował w starszą garbatą. Sedanów było mało. Moja od samego początku miała być czarna, z dużą ilością chromów i czerwoną tapicerką. Wielu znawców twierdzi do dzisiaj, że czarnych Warszaw nie było, ale dotarłem gdzieś kiedyś do danych, które jasno mówią, że były, ale szły wyłącznie na eksport.
Tak czy siak, auto kupiłem tuż przed maturą. Wypatrzyłem swoją Warszawę na jednym z poznańskich osiedli. Właściciel zarzekał się, że auto odpala i można nim jechać. I odpaliło, ale do warsztatu nie dojechałem, bo zagotowała się woda.
Remont trwał krótko jak na dzisiejsze realia. Standardowo zrobiona była blacharka, wymiana błotników, drzwi i wszystkiego, co tylko można było na nowe (wtedy części było dużo i w normalnych cenach). W rok jeździłem pięknie odrestaurowaną Warszawą z chromami zrobionymi w Wojskowych Zakładach Motoryzacyjnych i czerwoną tapicerką uszytą przez tapicera, który uczył się na warszawach i jak się okazało, który w swojej sekretnej szafie znalazł oryginalne nowe kedry (typowe dla Warszawy i aut z tamtych lat lamówki i obszyte gumowe uszczelki) oraz podsufitkę. Zawsze jak oglądam odrestaurowane Warszawy za grube pieniądze patrzę na te dwa elementy. To prawdziwa rzadkość.
Chyba miało być krótko, a to dopiero pierwsze pytanie. Znany jestem z tego, że jak się rozgadam to nie ma końca.
2. Czy próbowałaś kiedykolwiek zaimponować komuś (np. dziewczynie) swoim samochodem?
Wydaje mi się, że nie, choć każdy pewnie tak gada. O zamiarze zakupu Warszawy nikomu nie mówiłem, a jak już ją kupiłem, to w tajemnicy przed wtedy moją dziewczyną, dzisiaj żoną. Chciałem jej powiedzieć o aucie jak już będzie po remoncie. Czyli jak nie będzie pordzewiałą, brzydka i szarobura.
To był idealny moment na remont, bo w klasie maturalnej wymówką była nauka. Tyle tylko, że zamiast się uczyć, dnie spędzałem w zaprzyjaźnionym warsztacie, w którym pomagałem przy remoncie auta.
Sprawa się jednak wydała przed końcem remontu, bo nasz wspólny kumpel zobaczył mnie jak jadę autem od lakiernika do warsztatu na ostatni montaż. Miło nie było, ale jak dziewczyna zobaczyła auto wyremontowane i błyszczące to je zaakceptowała.
Później już tajemnic nie było, choć może kiedyś jakaś jedna. Ale nie by zaimponować komuś, tylko znaleźć dobry moment na powiedzenie, że w garażu stoi kolejne auto.
3. Jakiego auta nie życzyłabyś nawet wrogowi?
Chińskiego Landwinda. Mieliśmy takie auto w redakcji wtedy Wysokich Obrotów. To było coś niesamowitego. Spawy na zewnątrz, elementy stalowe, które wyginały się w rękach, plastiki ostre i nieprzyjemne, zapach chińskich trampek nie mówiąc już o doświadczeniu z jazdy. Dramat. To chyba było gorsze od Tarpana.
Chińskie samochody wtedy to był koszmar. Ale z premedytacją mówię był, bo Chińczycy odrobili lekcję i niebawem „nasza” europejska motoryzacja, tak wychwalana będzie musiała się mocno zmienić, by nie powiedzieć gonić chińskiej konkurencji.
Wiem, że dzisiaj nadal niektórzy podśmiechują się z chińskich samochodów, ale nie trzeba się z nich śmiać tylko uważnie na nie patrzeć i wyciągać wnioski. Liczba premier i marek jest z jednej strony imponująca z drugiej przerażająca. Europa robi wszystko, by ich nie wpuścić ma rynek, ale to długo nie potrwa. Tym bardziej, że jakość to nie kwestia technologii tylko ceny. Dobre jakościowo chińskie auta w niczym nie ustępują europejskim, także w cenie.
4. Czym jeździsz na co dzień i dlaczego?
Nie jest tajemnicą, że są to klasyki. Mam ten komfort, że w pracy jeżdżę nowymi autami, mogę, więc zafundować sobie odskocznie w postaci „moich” samochodów marzeń. Zimę przejeździłem Fordem Bronco z 1987 roku, bo innych aut szkoda na sól. Nie spodziewałem się, że prosty do bólu amerykański olbrzym daje tyle radochy. Pysk się uśmiecha na samą myśl, gdy mam gdzieś nim jechać. W dłuższą trasę lubię pojechać Volvo 760 z 1988 albo Audi B2 80 Coupe. Ten pierwszy jest niesamowicie komfortowy, ma silnik turbo, więc dynamiki mu nie brakuje, drugi świetnie się prowadzi. Z resztą miłość do Audi na tyle zakiełkowała, że zachorowałem na Quattro. Niesamowite jak wygląda ten samochód i jak brzmi 5 cylindrów.
Sporo frajdy daje mi też Fiat 500 z 1969 ale to auto na krótkie dystanse po mieście. Pozostałymi autami jeżdżę rzadziej. Ale lato idzie, więc będzie okazja, by przedmuchać pająki z wydechów.

5. Czy masz na koncie jakieś punkty karne?
Aktualnie nie, ale miałem i to nawet byłem dość blisko górnego limitu. Wiadomo, wystarczy chwila nieuwagi. Musze jednak przyznać, że zawsze byłem zwolennikiem podniesienie wysokości mandatów. Moim zdaniem to jedyny sposób, by zapanować nad tym, co dzieje się na drogach.
KLIKNIJ
6. Co sądzisz o polskich kierowcach?
7. Który z motoryzacyjnych mitów jest Twoim ulubionym?
No chyba ten, że kobiety są gorszymi kierowcami, choć trzeba by powiedzieć kierowniczkami. Codziennie przekonuję się, że to bzdura i nieprawda. W ogóle nie ma moim zdaniem motoryzacji kobiecej, ani motoryzacji „kobiecym okiem”.
8. Najciekawsza anegdota z testów?
Trudne masz te pytania. Opowieści jest wiele, ale nie chcę wyjść na starego faceta. Chyba, ze już za późno. Krążą w naszym środowisku różne anegdoty, niektóre prawdziwe, niektóre wymyślone, ale tak chyba jest w każdej branży.
9. Motocykl czy samochód?
Samochód, choć motocykl stoi w garażu. Przyznaję, trochę się kurzy, ale to świetny środek transportu szczególnie w mieście. I nie mówię tu wcale o skuterze. Mały nie jestem, więc motocykl też musi być duży.
10. Gdyby nie motoryzacja to…
Czasami się nad tym zastanawiam i cieszę się, że obojętnie, co robię i w jakiej roli zawsze kręci się to wokół motoryzacji. Zaczynałem od pisania do papieru, później było radio, telewizja, internet teraz Youtube. Niby to samo, ale jednak zawsze ciut inaczej. To pozwala znaleźć pewną świeżość i nowe pomysły.

Czas jeszcze na dwa szybkie pytanka!
Skąd pomysł na działalność YT?
To chyba naturalna konsekwencja moich działań. W sumie to aż dziwne, że tak późno. Ale oprócz YT jest też podcast. Kiedyś zaraziłem się radiem i jak tylko nadarzyła się okazja to wspólnie z kolegą postanowiliśmy gadać. I tak gadamy od 108 tygodni. Zatem jeśli mogę, to polecam się i mój podcast Wrzuć na Luz, co czwartek na platformach.
Czym chciałbyś się jeszcze przejechać?
Wbrew pozorom jest tego naprawdę sporo. Czasami jak dzieciak cieszę się, gdy mam okazję przejechać się nawet zwykłym samochodem. Bo tu nie chodzi wcale o to, by wsiąść do super drogiego, czy superszybkiego auta. Nie chodzi nawet o wielkość samochodu, choć kiedyś jak pierwszy raz prowadziłem zestaw z naczepą to pomyślałem sobie, że żadne sportowe auto nie jest przedłużeniem męskości jak właśnie taki ciągnik z naczepą.
Owszem to jest kuszące i ekscytujące przejechać się super furą, ale tak samo niesamowita może być przejażdżka Maluchem. Jeśli stracę tę radość, trzeba będzie się mocno zastanowić. Ale na razie mi jej nie brakuje. Ostatnio np. uprosiłem człowieka, by dał mi się przejechać minikoparką. Trzeba mieć sporo wprawy, by operować łyżką z taką precyzją.