Te trzy litery zmieniły bieg motoryzacyjnej historii. Oznaczenie GTI od zawsze przyciągało fanów czterech kółek, a usportowiony Golf stał się legendą hot-hatchy. Czy nowa odmiana z 230-konnym silnikiem dalej jest godna tego miana?
Na pewno jest dobrą kontynuacją GTI, aczkolwiek względy biznesowe oraz nowe trendy zuniwersalizowały te trzy litery, ponieważ Volkswagen przygotował również Golfa GTD z dieslem pod maską oraz GTE z napędem elektrycznym. Wszystkie trzy modele są szybkie oraz odróżniają się od siebie względami wizualnymi. Jednak rasowe pozostaje tylko GTI. I na szczęście to właśnie je mogłem przetestować!
Volkswagen Golf w wersji GTI to prawdziwy hot-hatch w najlepszym wydaniu. Wizualnie od tego popularnego kompaktu różni się tylko kilkoma smaczkami, nie tracąc za bardzo wszystkich atutów zwykłego Golfa, czyli zwartego, pięciodrzwiowego nadwozia o uniwersalnych kształtach. Oczywiście Volkswagen zadbał by Golfa GTI można było odróżnić od auta Twojego ojca.
Zmiany dotknęły przedniego zderzaka, który został poszerzony i dostał czarne „skrzela” z plastiku. Obok znaczka VW pojawił się czerwony pasek na grillu, który biegnie nawet w środku reflektorów oraz emblemat GTI. Te trzy litery znajdziemy również z tyłu auta oraz na czerwonych zaciskach hamulców, które świetnie prześwitują za 18-calowymi felgami o unikalnym kształcie, zarezerwowanym dla tej wersji.
Jako, że GTI jednoznacznie ma łączyć się ze sportem to tył auta uzupełniają dwie końcówki rur wydechowych oraz dyskretna lotka przy tylnej szybie. Całość w czerwonym lakierze ze srebrnymi elementami prezentują się bardzo atrakcyjnie, a jednocześnie auto nie wygląda na typowego rajdowca – dla mnie tak jak GTI powinien wyglądać zwykły Golf! Będąc szczerym – Octavia RS wizualnie zrobiła na mnie lepsze wrażenie, aczkolwiek to raczej wina mojego upodobania do sedanów/liftbacków.
Szaleństw i „wodotrysków” nie znajdziemy również we wnętrzu auta, ponieważ VW bardzo dosłownie rozumie książkową definicję hot-hatchów. Mimo to na pierwszy rzut oka rzucił się wzór tapicerki w kratę, która swój debiut miała już 40 lat temu i kontynuuje tę piękną legendę. Osobiście rozumiem nawiązanie do tradycji, aczkolwiek dla mnie wygląda ona trochę przestarzale i tandetnie. W połączeniu ze ściętą u dołu kierownicą oraz szyberdachem i aluminiowymi nakładkami na pedały wnętrze „DAS AUTO” trochę się rozświetla.
Na osłodę pozostaje gałka manualnej skrzyni biegów (6 krótkich przełożeń), która wygląda jak piłeczka golfowa – znowu nawiązanie do pierwowzoru. Niestety we wnętrzu zabrakło zwykłego drążka hamulca ręcznego, więc Golfem nie zawrócicie na raz. No i jeszcze system Start&Stop – po co?
Reszta to jednak opcja standard, czyli ergonomia oraz materiały dobrej jakości gwarantowane przez włodarzy marki. To zapewnia wytrzymałość wnętrza przez kilkaset tysięcy kilometrów oraz intuicyjną obsługę. Uzupełnieniem tego jest wszędobylska elektronika z systemem medialnym na czele, który rozpoznaje polską mowę, połączy się z Twoim telefonem, zawiezie pod wskazany adres, a nawet puści muzykę z twardego dysku (Jukebox) zainstalowanego w aucie.
Jeśli chodzi o przestrzeń i względy czysto transportowe, Golfem komfortowo pojedzie czwórka osób pakując swoje graty do 380-litrowego bagażnika. Podróż ta powinna należeć do przyjemnych, ponieważ automatyczna klimatyzacja, podgrzewane fotele oraz asystenci bezpieczeństwa (asystent pasa ruchu oraz aktywny tempomat, czytanie znaków) znane z innych VW działają bezbłędnie.
Przyjemnie na pewno jechać się będzie kierowcy. O to zadba, czterocylindrowy 220-konny silnik dwulitrowy z turbodoładowaniem oraz maksymalnym momentem obrotowym na poziomie 350 NM dostępnym już od 1500 RPM. Te liczby gwarantują prędkość maksymalną 250 km/h oraz sprint do setki w 6,4 sekundy. Może nie są to oszałamiające wyniki, ale w towarzystwie ciekawego dźwięku wydobywającego się z wydechu (bez emulatora!) przyspieszanie daje naprawdę sporo frajdy i chce się to robić bardzo często.
Ogólnie Golfem GTI jeździ się bardzo pewnie i dynamicznie. Obniżony prześwit o 11 mm oraz utwardzone zawieszenie uzupełnione o elektroniczną szperę i pewny układ kierowniczy powodują, że GTI nie ma znanych z przednionapędowców problemów z trakcją. Ponadto ten Golf umożliwia włączenie sportowego trybu kontroli trakcji (ESC Sport), który pozwala na odpowiednią dawkę szaleństwa i przesunięcie granicy niewidzialnej ręki elektroniki nad tym 1350-kilogramowym nadwoziem.
Mimo to Golf GTI nie traci uniwersalności i można nim jeździć na co dzień. Fakt, że nasz egzemplarz nie posiadał opcji wyboru trybów jazdy, ale to dobrze. Octavia RS go miała i po jej teście wydawało się nieprawdopodobne, żeby Golf GTI, czyli to samo w trochę innym nadwoziu, był bardzo ucywilizowany i nie aż tak sztywny. Dzięki temu auto może trafić nie tylko w ręce singli i bogatych dzieciaków, ale także głów rodzin, nawet jako jedyne auto w domu.
Za tym jednak na pewno nie będą przekonywać względy ekonomiczne, ponieważ Golf GTI musi swoje spalić. Jazda po mieście powoduje ubytek ok. 12-13 litrów PB na 100 km z 50-litrowego baku. W trasie wartość ta spada do 7-8 litrów, a w przypadkach eko-jazdy nawet poniżej tych cyfr (producent deklaruje już poziom 5 l/100 km. Średnio więc realnie trzeba liczyć spalanie GTI na poziomie 10 litrów benzyny na sto kilometrów.
Cenowo sportowa wersja Golfa kształtuje się od 113200 zł. Nasz egzemplarz doposażony w kilka nowinek technicznych dobił do okolic 130-140 tys. zł. To sporo, jak na fakt, że podstawowy Golf to wydatek ledwo ponad 62 tysięcy złotych. Jednakże różnice są spore, więc warto dopłacić! Gdyby jednak 230 KM było za mało to producent oferuje jeszcze 300-konną odmianę R z napędem 4×4 (nawet w opcji Variant). Jeszcze mało? Już niedługo pojawi się Golf R400 – aż strach pomyśleć jak to jeździ…
Czy to oznacza, że podstawowe GTI jest za słabe? Wręcz przeciwnie, bo dla mnie to udany i bezpieczny kompromis, który nie jest surowy i wymagający. Jednocześnie daje przy tym radość i chęć częstej jazdy – nawet bezcelowej! Dlatego też może to głupio zabrzmi, ale GTI to całkiem rozsądna propozycja, która mogłaby pojawić się w moim garażu już dziś i to bez dłuższego zastanawiania.
Według mnie Volkswagen spełnił swoją powinność i dobrze kontynuuje kult Golfa GTI. Może nie robi to w 100% idealnie, ale to też model dla wielu klientów, a nie limitowana edycja ograniczona do kilkuset egzemplarzy.
Konrad Stopa
Fot: Rwdpb.pl
Wygląd: | [usr 8] |
Wnętrze: | [usr 7] |
Silnik: | [usr 9] |
Skrzynia: | [usr 7] |
Przyspieszenie: | [usr 8] |
Jazda: | [usr 9] |
Zawieszenie: | [usr 8] |
Komfort: | [usr 7] |
Wyposażenie: | [usr 8] |
Cena/jakość: | [usr 8] |
Ogółem: | [usr 7.9 text=”false” img=”06_red.png”] (79/100) |
Dane techniczne:
Pojemność skokowa 1984 cm3
Typ silnika benzynowy
Moc silnika 230 KM przy 4700 obr/min
Maksymalny moment obrotowy 350 Nm przy 1500-4500 obr/min
Liczba cylindrów 4
Układ cylindrów rzędowy
Liczba zaworów 16
Typ wtrysku bezpośredni
Pojemność zbiornika paliwa 50 l
Maksymalna pojemność bagażnika (siedzenia złożone) 1270 l
Minimalna pojemność bagażnika (siedzenia rozłożone) 380 l
Masa auta 1351 kg
0-100 km/h 6,4 s
V-max 250 km/h
Jeśli ten Golf posiadał pakiet Performance to miał 230 koni, a nie jak napisano w tekście 220. Dodatkowo wraz z tym pakietem dochodzi mechaniczna szpera (w tekście napisano, że jest to elektronika). Piłeczka golfowa w lewarku skrzyni to drugi wyróżnik wersji GTI od niepamiętnych lat zaraz po kraciastej tapicerce. Autor testu nie przyłożył się zbytnio do testu. I poprawcie sobie tabelkę na końcu bo dane dla wersji Performance są trochę inne.
Dzięki za info – dane zostały poprawione, bo w testowanym GTI był pakiet Performance. Tabelka z samego dołu została źle wklejona, ale już ją zmieniliśmy. Co do piłeczki golfowej nie kojarzy mi się ona tak jednoznacznie jak kraciasta tapicerka stąd moja uwaga została zwrócona w tę stronę.
Dzięki za info – dane zostały poprawione, bo w testowanym GTI był pakiet Performance. Tabelka z samego dołu została źle wklejona, ale już ją zmieniliśmy. Co do piłeczki golfowej nie kojarzy mi się ona tak jednoznacznie jak kraciasta tapicerka stąd moja uwaga została zwrócona w tę stronę.