Czy przejęcie jakiejś marki przez VW jest najlepszym, co może się jej przydarzyć? Taki wniosek przychodzi mi na myśl po spędzeniu kilku dni z Leonem ST FR w wersji 2.0 TDI.
Mam jeszcze Leona pierwszej generacji. To mdłe pudło, które jest w zasadzie tylko przebranym Golfem. Zero finezji, zero pomysłu, wnętrze zostało żywcem wydarte z Audi A3. Zgroza. Jeżdżę nim tylko dlatego, że to dość tani sposób na transportowanie mebli z Ikei i dlatego, że się jeszcze nie rozpadł (choć ten dzień jest już bliski). Przypomnijcie sobie teraz pierwszego Seata Ibizę, który był tak naprawdę trochę przerobionym Fiatem Ritmo. To dopiero była katastrofa stylistyczna (przysporzyła hiszpanom też niezłych kłopotów w sferze prawnej). O ile z zewnątrz jeszcze dało się na to patrzeć, to wnętrze było tak fatalne, że można było oślepnąć od tej brzydoty. Na szczęście od tamtej pory sporo się zmieniło. Volkswagen wykupił w Seacie pakiet większościowy i tym solidnym kopniakiem posłał go prosto w lata dziewięćdziesiąte, na które przypadł okres dynamicznego rozwoju motoryzacji w ogóle.
Przenieśmy się do roku 2014. Przed nami stoi samochód, który mógłby swoją linią nadwozia zawstydzić niektóre nieco droższe wozy. W środku dalej jest trochę twardo i niezbyt orygnialnie, ale skok jakościowy jest nie do przeoczenia. Ewolucja pełną gębą. Owszem, zajęło to prawie 30 lat, ale efekty są i to trzeba przyznać. Tym autkiem meble z Ikei wozi się już z klasą.
Jakiś czas temu Adam jeździł podobnym Leonem ST FR, tyle że tamten był czerwony i miał pod maską motor 1.8 TFSI, rozwijający moc 180 KM. Mój ma o wiele ładniejszy lakier (w katalogu nazwali go Alor Blue) i 4 dodatkowe konie mechaniczne, wydobywające się z silnika 2.0 TDI. Klekot, ale to już nie to samo, co dawne silniki SDI lub późniejsze 1.9 TDI, które były — co prawda — nie do zajechania, ale brzmiały jak generator prądotwórczy i były dość nieprzyjemne „w obejściu”. To już nie te czasy. Mała elektrownia, która zasila tego kombiaka mruczy całkiem przyjemnie i świetnie wpisuje się w (trochę udawany, ale jednak) sportowy charakter Leona ST FR.
Ponadto wykazuje się godną pochwały elastycznością i reakcją na gaz. Silnik połączono z, dobrze mi już znaną, 6-biegową przekładnią DSG. Jednak tym razem poza możliwością wyboru trybu pracy skrzyni (Drive, Sport lub tryb półautomatyczny, w którym wybieramy przełożenia za pomocą łopatek na kolumnie kierownicy) możemy także za pośrednictwem ekranu dotykowego na konsoli środkowej zadecydować o trybie pracy silnika. A wybory są trzy: Eco, Komfort i Sport. Ten pierwszy znacznie obniża apetyt na paliwo Leona, ale jednocześnie sprawia, że spod świateł przegrywasz z rowerzystą; ten drugi jest świetny na trasie, ale w mieście spalisz w nim ponad 11 litrów na setkę, a ostatni to kompletna pomyłka.
Aby nie przedłużać, skrzynie ustawiamy w pozycji D, a na komputerze wybieramy tryb Komfort i jedziemy. W tym trybie jazda to czysta poezja. Niezależnie od tego, czy chcesz jechać spokojnie, czy wyciskać z niego siódme poty, Leon zawsze będzie zachowywał się przewidywalnie i jeździł gładko bez gwałtownych szarpnięć, czy jakichkolwiek oznak destablizacji. Ten samochód naprawdę pozwala na okazjonalne popuszczenie wodzy fantazji, ale nie jest samochodem sportowym, choćby nie wiem jak bardzo marketingowcy Seata chcieli naciskać na „Sport” w nazwie. Napęd na przód, spore rozmiary, silnik diesla, system Start/Stop, którego nie można permanentnie wyłączyć, no i waga (z kierowcą i wszystkimi płynami to około 1435 kg (!)) to czynniki, które nie pozwalają zapomnieć, że mimo wszystko jedziemy samochodem rodzinnym. Za to całkiem przyjemnym samochodem rodzinnym.
Może to dziwne porównanie, ale Leon ST FR przypomina mi swoim charakterem Forda S-Max. Na pierwszy rzut oka Ford przypomina typową nudę — rodzinny minivan; cóż w tym specjalnego? Dopiero po chwili zaczyna się dostrzegać detale: ostre przetłoczenia, czy charakterystyczne wyloty powietrza za przednimi nadkolami. A potem zaglądasz pod maskę i nieświadomie zaczynasz uśmiechać się od ucha do ucha. Taki też jest nowy Seat: auto dla odpowiedzialnego ojca 4-osobowej rodziny, który jednocześnie nie chce zostać zanudzony na śmierć przez swój samochód. Tylko chyba wolałbym go ze skrzynią manualną, bo połączenie TDI i DSG jakoś mi nie pasuje. Najlepiej ustawić wybierak w pozycji D i zostawić go tam po wszystkie czasy, unikając jak ognia trybu sportowego, przez który ten rodzinny kombiak zostaje tylko generatorem nieznośnego hałasu, z którym wygłuszenie wnętrza już sobie nie radzi. To nie jest samochód sportowy i nigdy nim nie będzie, więc bardzo bym prosił marketoidów z VW, aby przestali wreszcie ściemniać. No i zróbcie w końcu coś z tym kick-downem, bo jakie sztuki trzeba wyczyniać prawą nogą, żeby go wymusić, to temat na kolejny tekst.
A co w środku? Niesamowity komfort (mnóstwo miejsca i fantastyczne siedziska z przodu) i cała masa różnych gadżetów. Najfajniejszym z nich jest olbrzymi, przyciemniany, sterowany elektrycznie szyberdach, w którym zamontowano automatycznie wysuwającą się siatkę na owady, dzięki czemu pasażerowie na tylnej kanapie nie muszą po każdej jeździe wydłubywać sobie much spomiędzy zębów. Kosztuje to dodatkowe 4000 złotych, ale można się skusić. Do tego coś, czego do tej pory nie rozgryzłem, ale na pewno wygląda fajnie. Otóż po wybraniu jednego z kilku możliwych trybów jazdy, zmienia się podświetlenie boczków drzwi. Nie, wcale nie żartuję. W trybie Eco wnętrze zaczyna świecić się na biało, w trybie Komfort na niebiesko, a w trybie Sport przybiera kolor czerwony. Ciekawe, ale całkowicie zbędne. Idiotyzmem za to jest dodanie nawigacji jako opcji niezależnej od wersji wyposażeniowej. Nieważne, czy kupujesz model bazowy, czy najbogatszego ST FR, do nawigacji satelitarnej musisz jeszcze dopłacić. Serio? Auto za ponad sto kawałków i nie ma navi? Kpina.
Inną wku&*%$#ącą rzeczą jest system Start-Stop. Nawigacji nie dostaniesz, ale gaszenia silnika na postoju się nie pozbędziesz. Wchodząc do samochodu, za każdym razem musisz pamiętać, żeby wcisnąć ten cholerny przycisk, który to wyłączy, bo inaczej auto będzie milkło na każdych światłach. Ale chyba najzabawniejszą rzeczą, jaką udało mi się odnaleźć w tym samochodzie, były różne eko-przypominajki. Odsuwasz szyberdach, a komputer pokładowy ostrzega, że jazda z otwartym oknem dachowym zwiększa opór powietrza i spalanie. Za to naprawdę świetne są systemy bezpieczeństwa, a w szczególności aktywny tempomat, który doskonale sprawdzał się na ekspresówkach i autostradach, wykrywając przeszkody i inne samochody z dość sporej odległości (którą można dodatkowo regulować w ustawieniach na ekranie dotykowym).
Zatem czy rzeczywiście mariaż z Volkswagenem wyszedł Seatowi na dobre? Nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Wymuszona ewolucja pod skrzydłami z Wolfsburga zrobiła z Leona jeden z najfajniejszych samochodów segmentu C na rynku. Z biegiem czasu Seat Leon stał się bardzo dobrą alternatywą dla VW Golfa, czy Octavii. Ogólny zamysł pozostał ten sam (wspólna dla kilku modeli płyta podłogowa MQB, wymiary, wybór silników i konfiguracji zawieszenia), ale nie powiewa od niego już tak okrutną nudą i widać, ze konstruktorom zależało na odróżnieniu ich nowego samochodu od konserwatywnych i typowo utylitarnych pojazdów, które wydawali na świat jeszcze nie tak dawno temu (Golf IV/Leon 1M/Bora). Udało im się stworzyć wóz, który pozwoli ci zabrać na pokład żonę, dwójkę dzieci, psa, i bagaże, a przy tym nie będzie ci szczędził pokładów momentu obrotowego. Jeśli szukasz szybkiego kombi, które nie kosztuje tyle, co dom za miastem, to masz przed sobą jedną z ciekawszych propozycji w tej klasie. A jeśli chcesz jeszcze zaoszczędzić, to daruj sobie zautomatyzowaną przekładnię i przeszklony dach. Bez tego ten samochód to i tak prawie 1,5 tony czystej frajdy. No i nie można oderwać od niego wzroku.
- Silnik: Wysokoprężny, 2.0 TDI
- Moc maksymalna: 184 KM przy 4000 obr./min.
- Maksymalny moment obrotowy: 380 Nm w zakresie 1750-3000 obr./min.
- Przekładnia: 6-stopniowa automatyczna DSG
- Prędkość maksymalna: 226 km/h
- Przyśpieszenie 0-100 km/h: 7,8 s.
- Spalanie (katalog | wyniki w trakcie testu):
- Cykl miejski: 5,7 l/100 km | nawet do 11 l/100 km
- Cykl mieszany: 4,7 l/100 km | 7-8 l/100 km
- Cykl pozamiejski: 4,1 l/100 km | 6,5-7 l/100 km (przy spokojnej jeździe)
- Rodzaj nadwozia: 5-drzwiowe kombi
- Długość/szerokość/wysokość (mm): 4535/1816/1451
- Rozstaw osi (mm): 2620
- Pojemność bagażnika: 587 l (chyba po rozłożeniu foteli)
- Przybliżona masa z płynami ustrojowymi i kierowcą: 1435 kg
- Cena: 114 600 zł
Wygląd: | [usr 9] |
Wnętrze: | [usr 7] |
Silnik: | [usr 9] |
Skrzynia: | [usr 7] |
Przyspieszenie: | [usr 8] |
Jazda: | [usr 8] |
Zawieszenie: | [usr 8] |
Komfort: | [usr 8] |
Wyposażenie: | [usr 8] |
Cena/jakość: | [usr 7] |
Ogółem: | [usr 7.9 text=”false” img=”06_red.png”] (79/100) |
Tekst: Jacek Krawczyk
Zdjęcia: Paweł Baron
Fajnie napisana recenzja. Auto mnie osobiście bardzo zaskoczyło. Pozytywnie oczywiście. Oświetlenie wewnętrzne wspomniane przez autora, choć totalnie zbędne wygląda w moim odczuciu fantastycznie. Cały wygląd auta bardzo mi przypadł do gustu. Szczególnie przednie światła. Wiem, że to są rzeczy mniej istotne, ale lubię jeździć autem, które w pełni wyglądem mi odpowiada. Jedzie gładko i dynamicznie. Aktywny tempomat to strzał w dziesiątkę. Aczkolwiek również wspomniany system Start/Stop strasznie denerwuje. Na co dzień jeżdżę VW Jetta VI i z miejsca rzuciło mi się mnóstwo podobieństw: tak z wyglądu wewnętrznego, jak i z działania wielu systemów. A na koniec powiem, że ten błękitny kolor niesamowicie przyciąga wzrok.
Faktycznie – kolor extra. pamiętam jak jechałem tym Leonem przez Warszawę i jak oglądali się za nim ludzie. Właściciel nowej 300 konnej S3 pozdrowił mnie kciukiem uniesionym do góry – byłem w szoku. Choć ja nadal uważam, że Leon SC z pakietem aero wygląda lepiej :P
DSG lepiej radzi sobie z benzyną – to nie tylko moja obserwacja, więc 180 Km 1.8 TFSI jeździ lepiej, zbiera się lepiej i brzmi lepiej. A już szczególnie, kiedy nie ma DSG – jak w czerwonym kombi, które tu „szerujesz” :P My je mamy tu: http://motopodprad.hekko24.pl/mini-test-seat-leon-st-1-8-tfsi-fr/