Odbierając Opla Adama w połowie grudnia poczułem się jakbym dostał prezent pod choinkę – samochód jest w końcu moim imiennikiem, a na jego podsufitce święcą się gwiazdy jak w Rolls-Roysie Wraith. Jednym słowem – designerski mieszczuch!
Opel słynął do niedawna z produkcji nudnych, wyciosanych ze skały samochodów, przy których rozmowa o emocjach przypominałaby dyskusję o kolorach z daltonistą. Oczywiście były wyjątki – modele GT, Speedster, Monza, Manta, Omega Lotus, Calibra czy Astra II Bertone, ale stanowiły one jedynie przypadkową odskocznię projektantów od nudnych, codziennych obowiązków. Przez długie lata ciężko było marce, której właścicielem jest General Motors, stworzyć projekt wyzwalający emocje i szybsze bicie serca motoryzacyjnego maniaka. Na szczęście te czasy mamy już za sobą. Astra IV, Insignia, nowa Meriva czy niedawno zaprezentowane – Adam i Mokka to kamienie milowe producenta, które przyciągają do salonów także tych bardziej wymagających, lubiących design kierowców.
Wygląd Opla Adama, choć z przyczyn oczywistych nie nawiązuje do legendy (klasowi konkurenci – Fiat 500, VW Beetle czy Mini miały swoich historycznych protoplastów), wpisuje się w zapotrzebowania klientów, chcących wyróżniać się na ulicach. Nie jest to na pewno samochód dla zwykłego zjadacza chleba. Opel stworzył go z myślą o ludziach, młodych i energicznych, którzy na wakacje latają samolotem, natomiast cztery koła służą im głównie do jazdy po mocno zakorkowanych, europejskich miastach. Oczywiście płeć piękna może czuć się w nim zdecydowanie lepiej, ale panowie – chociaż pewnie nie wszyscy się ze mną zgodzą – również nie powinni narzekać. Tym, co do salonów ma, poza oczywiście wyglądem, przyciągać, to możliwość daleko idącej personalizacji każdego egzemplarza.
Patrząc na przód Adama nie sposób się nie uśmiechnąć. Głęboko wchodzące na maskę reflektory, specyficznie ukształtowany zderzak i duża atrapa a chłodnicy, w której zmyślnie zamontowano pomalowaną na biało listwę oraz bardzo ładnie wkomponowane w całość okrągłe kierunkowskazy, nadają samochodowi bardzo pozytywnego, lekko zadziornego wyglądu. Te zabiegi stylistyczne i proporcjonalnie długi przód spowodowały jednak, że łatwo można uderzyć w wysoki krawężnik podczas parkowania.
Z boku samochód minimalnie przypomina Fiata 500. Nie jest to jednak wada, a po dłuższej chwili zauważymy na szczęście mnóstwo różnic między tymi autami – powiem szczerze, że moim zdaniem na korzyść Opla. Stylistom Adama udało się bowiem nadać karoserii wrażenia ciągłego ruchu. Duże, 16-calowe koła z białymi felgami, niski zwis przodu i ciekawie opadająca linia dachu, w połączeniu z dwukolorowym nadwoziem i ciekawymi naklejkami (kwestia personalizacji), dają poczucie nietuzinkowości i elegancji. Patrząc na Adama do słupka przednich drzwi możemy mieć nawet wrażenie, że jest o wiele większym autem. Uczucie to psuje dopiero niewielka, tylna cześć auta – Adam to jednak typowy mieszczuch.
To, co naprawdę przyciąga wzrok to tył pojazdu. Tylne światła, z wmontowaną wewnątrz chromowaną listwą, masywny zderzak, owalne światła przeciwmgielne i mocno zwężająca się ku górze sylwetka auta, nadają Adamowi osobliwego uroku. Widać tu kreskę ekspresjonizmu, która na pewno nie każdemu przypadnie do gustu. Spodoba się za to ekscentrykom, którym daleko do uznania Fiata Pandy za ładny samochód. Zakładam, że o to chodziło projektantom Opla.
Przejdźmy do środka. Muszę przyznać, że designerzy także tutaj porządnie wykazali się ze swojej pracy. Nie jest może aż tak ekstrawagancko jak w Mini, ale Fiata 500 projekt, kolorystyka i użyte materiały biją na głowę. Co prawda plastiki na desce rozdzielczej mają nieprzyjemną fakturę, ale ich spasowanie i jakość nie pozostawia wiele do życzenia. Liczne lakierowane wstawki ożywiają wnętrze i nadają poczucia ekskluzywności. Szkoda tylko, że użyta do obszycia foteli jasna tapicerka łatwo się brudzi, przez co wizyty w myjniach piorących wnętrze nie będą należały do rzadkości. Gadżetem przykuwającym wzrok jest podświetlana podsufitka. Efekt klimatycznie świecących gwiazdek psuje jedynie wizerunek nieba – szkoda, że nad głowami pasażerów nie zastosowano ciemno-niebieskiego lub po prostu czarnego materiału…
We wnętrzu mamy wrażenie, że wszystko jest na swoim miejscu, a obsługa urządzeń jest bardzo intuicyjna. Po środku deski znajduje się centrum dowodzenia multimediami. 7-calowy ekran obsługuje radio MP3 (brakuje niestety wejścia na płyty) i Bluetooth (nie chciał łączyć się z Sony Xperią P). Jest prosty w obsłudze i wygląda estetycznie. Dodatkowy ekran, wyświetlający dane z komputera i aktualną stację radiową znajduje się między zegarami. Testowany egzemplarz w wersji Jam był wyposażony też w sterowanie radiem, tempomatem i telefonem w kierownicy. Obszyta skórą, mięsista kierownica była dodatkowo podgrzewana (bardzo przydatny gadżet w zimne, grudniowe poranki).
Na pokładzie testowanego Adama znaleźć można też manualną klimatyzację, komplet poduszek powietrznych, elektroniczne wspomaganie kierownicy z funkcją City (ułatwia parkowanie w mieście), systemy wspomagające nagłe hamowanie, elektryczne szyby i lusterka z funkcją podgrzewania oraz podgrzewane fotele. Mówiąc szczerze, jak na tak małe auto, nie odczułem braku niczego, no może poza wejściem na płyty CD. Tuż po odbiorze auta wybrałem się nim w trasę do Krakowa i nie zauważyłem, że obsługuje jedynie wejście AUX. 15 płyt wróciło ze mną bez wyjmowania ze schowka.
Wnętrze z przodu jest bardzo przestronne – nawet wysocy kierowcy nie będą narzekać na brak miejsca. Z tyłu zmieści się jedynie dziecko lub drobna kobieta. W kwestii bagażnika nie ma sensu się wypowiadać – na zakupu w pobliskim markecie wystarczy, na wakacje w dwie osoby trzeba będzie rozłożyć tylną kanapę.
A jak się tym jeździ? Trochę jak gokartem. Zawieszenie jest zwarte i dość twarde, ale na dziurach wystarczająco komfortowe. Auto nieznacznie podskakuje na polskich drogach, ale obwiniałbym za to krótki rozstaw osi. Bardzo przyjemnie wchodzi się Adamem w ostre zakręty – przy dużych szybkościach wyczuwalny jest lekki uślizg przedniej osi, ale dla wprawnego kierowcy bardzo łatwo go opanować. Co ważne, w aucie nie ma systemu Start&Stop, a ESP reaguje z wyraźnym opóźnieniem!
Zastosowany w testowanym Adamie silnik pochodzi ze środka stawki. 87 koni mechanicznych bez turbo pozwala na w miarę szybkie rozpędzanie w mieście (0-100 km/h w 12,5 sekundy), ale na trasie czuć braki w mocy. Auto trzeba kręcić do wysokich obrotów, a przy każdym wyprzedzaniu redukować bieg – najlepiej do trójki. Nie wpływa to dobrze na spalanie. Przejazd do Krakowa w 3 osoby przy prędkościach 90-140 km/h spowodował wypalenie ponad połowy baku – średnie spalanie na trasie wyniosło 7,7 litra. W mieście bez trudno można osiągnąć 10 litrów/100 km, a to wynik bardzo niesatysfakcjonujący. Jeżeli jeździmy po emerycku, uda się zejść do około 8 litrów, ale wtedy jazda to pewna droga przez mękę. Moja prywatna, 125 konna Astra zużywa niecałe 9 litrów.
Nad spalaniem Adama inżynierowie powinni więc jeszcze popracować. Proponowałbym zastosowanie turbodoładowania lub zainstalowanie 6-ego biegu. Na trasie wyraźnie go brakuje, przy 130 km/h nie da się już prowadzić swobodnej konwersacji. Co ciekawe, według GPS, udało mi się małym Oplem jechać szybciej, niż zakłada producent. Na autostradzie między Krakowem a Katowicami osiągnąłem 180 km/h (190 km/h licznikowo), co jest wynikiem o 4 kilometry wyższym, niż dane fabryczne. Dodam, że hałas przy tej prędkości był nie do zniesienia, a wir w baku porównywalny z huraganem Katrina.
Za testowanego Adama przyjdzie nam w salonie zapłacić prawie 50 tys. zł. Czy to dużo? Biorąc pod uwagę design i wyposażenie – niekoniecznie. Przydałby się lepszy, spalający mniejsze ilości paliwa silnik i 6-ty bieg, ale do jazdy po mieście w zupełności wystarczy oferowane 87 koni. Nie wiem jak jeździ się mocniejszą 100-konną wersją, ale ze względu na dopłatę do niej 900 zł, zdecydowanie polecam ten ruch. Adama można dowolnie konfigurować i doposażyć w iście luksusowe gadżety. Każdy egzemplarz można też dowolnie spersonalizować – lista możliwości oklein i kolorów (tabelka poniżej) jest naprawdę duża. Szkoda tylko, że jeżeli zaczniemy bawić się możliwościami doboru wyposażenia i kolorów, z łatwością dobijemy do magicznej kwoty 70 tys. zł – a to już pieniądze przenoszące nas do zdecydowanie wyższej klasy samochodów. Mimo wszystko polecam Adama wszystkim tym, którzy chodzą własną drogą. Na długo zapamiętam wspólnie spędzony tydzień z moim imiennikiem.
Kupiłbym? TAK!
Adam Gieras
ooo już widzę naprawili Adama :)