Rzecznik prasowy Suzuki zapowiedział, że Suzuki Kizashi kończy swój żywot. Będziecie tęsknić?
O tym, że Kizashi nie przyjęło się na rynku wiemy nie od dziś. Japoński koncern, jeszcze na etapie jego projektowania, zastanawiał się nawet czy warto ten model wprowadzać do sprzedaży na początku kryzysu w USA. Myśleli, myśleli, praktycznie mieli już odstawić nieszczęsne Suzuki na półkę, ale jednak w 2009 roku dla średniej klasy japońskiego sedana zaświeciło zielone światło. Klienci, zgodnie z prognozami dziennikarzy motoryzacyjnych, nie ruszyli jednak tłumnie do salonów.
Dlaczego?
Głównie przez tylko jedną wersję nadwozia, małe i kiepsko wykończone – jak na tę klasę – wnętrze, mocny, ale osamotniony w palecie silnik benzynowy i wysoką cenę. Kizashi nie zrobił więc kariery ani w Europie ani za oceanem, gdzie wycofano go ze sprzedaży już w 2012 roku. A szkoda! Sedan od Suzuki wygląda przecież świetnie, bardzo drapieżnie, ma mocny 185 konny silnik pod maską, który pozwala mu na osiągnięcie pierwszych 100 km/h w 7,8 sekundy, rozpędza się do 215 km/h, a w podstawowym wyposażeniu nigdy niczego mu nie brakowało.
Dobra wiadomość natomiast jest taka, że teraz na rynku wtórnym ceny tych aut pójdą jeszcze trochę w dół. A że za kierownicą Kizashi można się wyróżniać i z oferowaną pod maską mocą przytrzeć nosa większości średniej klasy sedanom, to pozostaje pytanie – czy trzeba chcieć czegoś więcej?
Razem z Kizashi z produkcji wycofany został prawdziwy weteran – Suzuki Grand Vitara. Pokój nad jej duszą…
agier
fot. materiały producenta