Podróż samochodem w zimie może być początkiem fantastycznego urlopu albo kryzysowej sytuacji, o której będziemy opowiadać przyjaciołom do końca życia.
W Polsce o prawdziwe pustkowia jak na amerykańskich czy australijskich filmach dość trudno. Można jednak utknąć w zaspie śnieżnej na leśnej drodze, którą pojedziemy (wywiedzeni w pole przez oprogramowanie do nawigacji), by objechać jakiś korek. Zresztą wcale nie trzeba szukać tak ekstremalnych sytuacji. Kilka lat temu kilkudziesięciu kierowców utknęło w samochodach na drodze wojewódzkiej nieopodal Warszawy i na wydobycie z opresji czekało mniej więcej dobę.
Na takie warunki warto być przygotowanym, zwłaszcza, jeśli podróżuje się z rodziną. Nie można bowiem liczyć na to, że państwowe służby z każdą tego typu sytuacją poradzą sobie szybko i skutecznie. Bo nietypowe zjawiska pogodowe mają do siebie to, że są nietypowe i służby nie są na nie przygotowane w dostatecznym stopniu.
Warto zatem mieć w bagażniku samochodu przynajmniej kilka przedmiotów, które mogą nam pomóc w takiej kryzysowej sytuacji. Co ważne, może się okazać, że wcale nie trzeba ich specjalnie do tego celu kupować, bo większość z nich przeciętny polski turysta już kiedyś kupił.
Zacznijmy od śpiwora lub koca. One pozwolą utrzymać temperaturę ciała lepiej, niż tylko kurtki. Gdy utkniemy samochodem w śniegu, warto wyciągnąć z bagażu ciepłe ubrania i dodatkowo je na siebie założyć. A potem jeszcze okryć się kocem lub wejść do śpiwora. Może to być istotne zwłaszcza w nocy, gdy temperatura w samochodzie spadnie jeszcze mocniej.
Nie zaszkodzi wożenie ze sobą turystycznej kuchenki na kartusze gazowe. Kuchenka z małym kartuszem zajmie w bagażniku niewiele miejsca, a w razie czego pozwoli zagotować wodę na herbatę. A ona znacząco poprawi komfort oczekiwania na pomoc.
Również biwakowa plandeka przyda się w momencie, gdy na pustkowiu samochód nam się popsuje, do dodatkowej ochrony jego wnętrza przed wiatrem i zimnem. W lecie zaś pozwoli go zacienić.
Żywność liofilizowaną (pozbawioną wody), jeśli jakaś zostanie po urlopie, też można zabrać do samochodu. Podobnie jak jakąś kawę 3w1, mleko w proszku, może kakao, suchary. Wprawdzie od kilkunastogodzinnego oczekiwania na mrozie nikt nie umarł z głodu, to jednak energia osobom siedzącym we wnętrzu samochodu znacznie ułatwi utrzymanie ciepła.
Do odtworzenia liofilizowanego posiłku potrzeba gorącej wody, czyli wody i kuchenki. Nie jest łatwo znaleźć optymalny sposób przechowywania wody w samochodzie, dlatego warto zawsze w podróż zabierać ze sobą przynajmniej 1,5 litra wody w butelce. W zapasie można trzymać wodę porcjowaną po 100 ml w foliowych saszetkach, przeznaczonych dla tratw ratunkowych. Taka nie boi się wysokich i niskich temperatur, bo opakowanie nie ulegnie uszkodzeniu przez zamarzającą wodę i nie wycieknie po roztopieniu do bagażnika. Nawet jeśli zamarznie, można ją dość łatwo wydobyć z saszetki, czego nie da się powiedzieć o wodzie w butelce PET.
Ale wszystkie te przedmioty w niczym nie pomogą, jeśli nie będziemy w stanie samodzielnie wezwać pomocy. Do tego potrzebny jest sprawny i naładowany telefon komórkowy. Warto wozić w samochodzie stary, nieużywany telefon z ładowarką, zamiast go wyrzucać do elektrośmieci. Bo do wykonania połączenia na numer alarmowy (przypomnijmy: 112) nie musi on mieć w środku karty SIM. Zresztą sam telefon z wgraną mapą okolicy (np. z bezpłatną aplikacją Google Maps i zapisanym obszarem map offline) też może pomóc w uniknięciu tego typu sytuacji.
Autor artykułu Autorem artykułu jest Krzysztof Lis, który prowadzi sklep internetowy karaluch.com.pl ze sprzętem pomocnym w przetrwaniu sytuacji kryzysowych. |