Bose to znana i lubiana firma produkująca sprzęt audio, Renault to znana i lubiana firma robiąca samochody. Co wyjdzie z połączenia dwóch tak męskich branż, jakimi są: samochodowa i nagłośnieniowa? O dziwo, wyjdzie samochód idealny dla młodej kobiety – nowe Renault Megane, w limitowanej wersji Bose.
Przez pewien czas byłem właścicielem Renault Megane II, czyli tzw. żelazka. Nawet polubiłem to auto. Nie psuło się (sic!), całkiem przyzwoicie jeździło i nic nie paliło. Ot, dobry „tyłkowóz” do miasta. Teraz na kilka dni w ręce wpadła mi najnowsza Renault Megane. Silnik prawie dwukrotnie mniejszy od tego w mojej, jednak moc zbliżona – widać efekty miniaturyzacji. No właśnie, ale czy to dobrze? Jednostka napędowa to doładowany, benzynowy silnik o mocy 115 KM. Niby cichy, niby nie za dużo pali, ale jakiś taki bez wyrazu… Niechętnie wkręca się na obroty i widać, że przy pojemności 1.2 nie jest stworzony do „dźwigania” ponad tysiąctrzystukilogramowego Megane.
Jednak w tej wersji auta, dominującym motywem ma być nagłośnienie. Już przy pierwszym wsiadaniu, można zauważyć nakładki progowe sygnowane przez sławne Bose. Wewnątrz rzucają się w oczy duże głośniki. Aż korci, by sprawdzić jak to gra. Postanowiłem wrzucić do odtwarzacza jedną ze swoich ulubionych płyt z muzyką, którą kolega z pracy zawsze kwituje stwierdzeniem „uszy mi krwawią”. Co by nie mówił, muzyka według mnie dobra do sprawdzania sprzętu audio, bo pełna dynamicznych przejść, basowych brzmień, i dobrej elektroniki. Więc włączam „play”, i… I jest dobrze! Nawet bardzo dobrze. Lepiej niż się spodziewałem. Lepiej niż w Mercedesach klasy S, lepiej niż w BMW 5, lepiej niż w Audi Allroad. Porównując Bose do Bose – lepiej niż w Alfie GT. To duży sukces nie tak prestiżowego przecież Megane. Dźwięk czyściutki, nic nie „pierdzi”, nic nie trzeszczy. Jest prawie jak na koncercie, brakuje tylko tłumu naćpanych małolatów. Poważnie – dawno nie słyszałem tak dobrego fabrycznego audio w samochodzie. A tym bardziej w samochodzie tej klasy. Jest też łyżka dziegciu w tej dużej beczce miodu. System obsługi panelu audio, nawigacji, radia i wszystkiego, co pokazuje ogromny wyświetlacz, jest bardzo skomplikowany w obsłudze i niestety nie intuicyjny. Ciężko go opanować, jednak jak już się to uda, cieszy duża liczba możliwości.
Nie samą muzyką kierowca żyje. A nawet z definicji, żyje on bardziej jazdą. A jazda jest, jak dla mnie dziwna. Nie pasuje mi system start&stop, który gasi silnik na każdym postoju, na światłach, na pasach – wszędzie. Mnie to irytuje. Samochód ostrzega też przed niezamierzoną zmianą pasa. Też mnie to irytuje. Ja wolę wszystkie te „nowinki” powyłączać. Nie tylko ze względu na irytację, ale też ze względów ideologicznych. Jestem wyznania, że te wszystkie systemy lepiej wiedzące niż kierowca są po prostu… Hmmm… Jakby to powiedzieć – nieetyczne? Piękno motoryzacji polega na czuciu tego co dzieje się z samochodem i jak reaguje on na nasze polecenia. Tu takiego poczucia nie ma. Jednak poczucie to jest typowe dla pasjonatów. A nie tylko pasjonaci chcą się poruszać, być mobilni. A więc, taka na przykład tegoroczna, modna maturzystka, której rodzice chcą hojnie wynagrodzić dobrze zdaną maturę, znajdzie w tym aucie wszystko, czego potrzebuje. Samochód o modnych kształtach, krzykliwym, kobiecym kolorze, wielu gadżetach, którymi można się pochwalić, dobrze grający muzykę, no i przede wszystkim, wyposażony we wszystko, co aktualnie na topie, czyli m.in. systemy takie, jak start&stop, czy kamera cofania.
Naprawdę, gdybym był młodą, trendy dziewczyną, chętnie widziałbym w swoim garażu właśnie Renault Megane Bose. Przecież nie tylko faceci kupują samochody…
tekst: Artur Ostaszewski
zdjęcia: Adam Gieras
[table id=26 /]