Pamiętam swoje zdziwienie, gdy pierwszy raz usłyszałem o „Złombolu” – charytatywnym rajdzie starymi i wyeksploatowanymi samochodami zza wschodniej granicy muru berlińskiego. Zrodziło się we mnie poczucie zazdrości wobec ludzi, którzy przeżywając niesamowitą przygodę, pomagają i spełniają marzenia dzieci z domów dziecka. Ponieważ studiuję na kierunku mechanicznym, o znalezienie innych entuzjastów tego pomysłu nie było ciężko. Zebraliśmy ekipę i niedługo potem wyruszyliśmy na poszukiwania swojego „wymarzonego auta” – Nysa 522 Towos.
To było zimą. Pełni obaw i w pośpiechu pędziliśmy pod Lublin aby obejrzeć (jak podano w ogłoszeniu) „SamochUd o pojemności 200 cm3 w stanie kolekcjonerskim”. Gdy tylko Pan Mieczysław (ówczesny właściciel Nyski) otworzył drzwi od szopy, wiedzieliśmy, że to to, czego szukamy. Po podpisaniu dokumentów udało nam się przejechać około 300 m i… stanęliśmy – zabrakło paliwa. Z pomocą przyszedł Pan Mieczysław, który czerwoną Pandą przyholował nas na „CePeEn”. Tej nocy Nysa odmówiła nam posłuszeństwa jeszcze kilka razy, ale nawet nieszczelności w szybach i karoserii, połączone z awarią obu nagrzewnic i temperaturą -20⁰C, nie zdołały popsuć nam humorów.
Emocje związane z tymi wydarzeniami wkrótce opadły i zabraliśmy się do prac przygotowawczych. Od razu zrozumieliśmy, że nasza definicja „stanu kolekcjonerskiego” nieco różniła się od tej Pana Mieczysława. Nasze plany przejrzenia mechanicznie Nysy i dokonania jedynie drobnych poprawek lakierniczych zostały „lekko” zmodyfikowane – niedługo po wzięciu się do pracy nadwozie stało w jednym miejscu, podwozie w innym, silnik w warsztacie, a spróchniała podłoga powędrowała na śmietnik. Wszystko, co można było zrobić lepiej, zostało poprawione, wszystko co można było zabezpieczyć – zostało zabezpieczone, a wszystko co można było oddać do ocynku – zostało ocynkowane. Na naprawę jednej usterki przypadało wykrycie dwóch nowych. Czas nas naglił, atmosfera była napięta, ale i tak humor w ekipie pozostał – na 3 dni przed samym wyjazdem jeden z załogantów podsumował sytuację słowami: „Najwyżej pojedziemy bez siedzeń”. Co prawda samochód składaliśmy do ostatniej chwili, a do Katowic odbyliśmy morderczą podróż, ale na starcie rajdu zameldowaliśmy się w pełni sprawni jako ekipa Nysan GT.
Celem tej edycji „Złombola” było dojechanie do miejscowości Lloret de Mar w Hiszpanii. My jednak staraliśmy się przy tym odwiedzić jak najwięcej ciekawych miejsc – na przykład przejechaliśmy najwyższy most świata w Millau, zwiedziliśmy Wenecję i zaparkowaliśmy pod Kasynem w Monte Carlo (przez co później musieliśmy jechać bez przerwy dzień i noc). Również w drodze powrotnej chcieliśmy zobaczyć jak najwięcej. W ten sposób zwiedziliśmy jeszcze Barcelonę, zjedliśmy lunch w Paryżu (tak naprawdę to były konserwy) i bawiliśmy się w Hyde Parku w Niemczech. Swój pierwszy „Złombol” zakończyliśmy bez żadnej usterki, przejeżdżając 11 krajów i pokonując około 6000 km w 12 dni.
Po powrocie do Warszawy byliśmy wykończeni, ale jedno było pewne – to na pewno nie była nasza ostatnia wyprawa. Z przyczyn technicznych nie mogliśmy wziąć udziału w kolejnych edycjach „Złombola”, jednak mocno trzymaliśmy kciuki za pozostałe ekipy, jadące zdobyć przełęcz Passo dello Stelvio w 2015 oraz Tunezję w 2016 roku. W 2015 roku nasza ekipa powiększyła się o załogę „dŻuka” i w ten sposób powstał „Nysan dŻuk”, a my zdecydowaliśmy, że na własną rękę pojedziemy do Aten. Plan był taki sam jak wcześniej – przeżyć niesamowitą przygodę i zwiedzić jak najwięcej ciekawych miejsc. Trasa wiodła między innymi przez Chorwację, Bośnię i Hercegowinę, Czarnogórę i Albanię. Kluczowym punktem naszej podróży był oczywiście przejazd przez krainę Popka. Albania to piękny kraj, gdzie na drogach każdy rządzi się swoimi prawami, co 100 metrów można zobaczyć stację benzynową, co druga osoba jeździ mercedesem, a z dwupasmowej drogi „ekspresowej” widniejącej na mapie robi się… jednopasmowa szutrówka. Po kilkudniowej podróży zdobyliśmy Ateny. Kiepska pogoda sprawiła jednak, że zdecydowaliśmy się na szybszy powrót, niż zakładaliśmy. W drodze powrotnej zaliczyliśmy jeszcze Bułgarię oraz Serbię. Po 13 dniach podróży z wynikiem 6500 km zameldowaliśmy się z powrotem w stolicy.
Od tamtego momentu od czasu do czasu spotykaliśmy się, aby przewietrzyć Nysana – odwiedzaliśmy spoty oraz akcje charytatywne takie jak Szlachetna Paczka. Sam temat długich podróży jednak ucichł… aż do niedawna. Na początku 2017 roku zdecydowaliśmy się bowiem wziąć udział w 11 edycji rajdu charytatywnego „Złombol”. Celem tegorocznego rajdu jest hiszpańskie miasto Noja w Kraju Basków. Jednak na tym nie koniec, ponieważ w drodze powrotnej chcemy odwiedzić też Porto, Madryt, Walencję i wiele innych, pięknych miast. Szacujemy, że będzie to trasa o długości około 7000 km.
Pełni nadziei czekamy na cieplejsze dni, kiedy będziemy mogli znowu spotkać się przy naszym jednorazowym grillu (kupionym na samym początku przygody Nysana za 19 zł w Kauflandzie) i zacząć przygotowywać auto do trasy. Będziemy musieli przejrzeć samochód pod względem mechanicznym i naprawić usterki powstałe podczas wyprawy do Aten. Mamy też kilka pomysłów na polepszenie komfortu jazdy poprzez założenie dobrego nagłośnienia i listew LED.
Zachęcamy wszystkich do kontaktu i współpracy z nami, w zamian oferując powierzchnię reklamową oraz szeroko rozumianą reklamę – poprzez lokowanie oznaczeń partnerów na naszych zdjęciach oraz filmach promujących nasze podróże. Polecamy również odwiedzanie i śledzenie naszego Fan Page’a – Nysan GT.
A do wszystkich innych ekip – trzymamy za Was kciuki i widzimy się na starcie 2 września 2017 roku.
Do zobaczenia !
Nysan GT