Który to już lifting poczciwej Gelendy? Tego nie pamiętają chyba nawet najstarsi górale. Tym razem zmiany facjaty są jedynie symboliczne, a zdecydowanie więcej wydarzyło się pod maską.
Facelifting to w tym przypadku określenie trochę jednak na wyrost. Ale dobrze – jedno z najdłużej produkowanych aut świata starzeje się z honorem. Producent postanowił jednak tu i ówdzie przypudrować niedoskonałości. Mamy więc lekko zaokrąglone nadkola i atrapy zderzaków, odmłodzony wygląd zegarów w środku i kilka nowych kolorów lakieru (m.in. Solarbeam, Tomato Red czy Alien Green).
To, co pewnie zainteresuje Was najbardziej to całkiem nowy silnik pod maską. A pochodzi on z nie byle jakiego auta, tylko z AMG-GT. 4-litrowe V8 generuje w Gelendzie „tylko” 422 KM i 610 Nm, co pozwala na złapanie pierwszej setki w 5,9 sekundy. Oczywiście dla tych, którym to nie w wystarczy (są w ogóle tacy?) producent utrzymał w produkcji 5,5-litrowe G63 AMG, które teraz otrzymało dodatkowy zastrzyk 27 KM. W efekcie ten mocarz legitymuje się mocą aż 571 KM, co pozwala mu urwać dodatkowe pół sekundy podczas rozpędzania od 0 do 100 km/h.
Ale na tym nie koniec. Mercedes ma przecież w ofercie coś całkiem abstrakcyjnego. G65 AMG, czyli 630 KM i 1000 Nm. W tym przypadku 100 km/h na budziku pojawia się już po 5,3 sekundy. Aby trochę ochłonąć dodam, że silnik wysokoprężny, choć otrzymał również spory zastrzyk mocy, pręży muskuły głównie momentem obrotowym. W G350 było 211 KM i 540 Nm, a jest 245 KM i aż 600 Nm!!!
Nowe Gelendy pojawią się w salonach jeszcze w lecie br. Ten samochód nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. A Was?
agier