W związku z ostatnimi wydarzeniami na imprezie Gran Turismo Polonia w Poznaniu stwierdziłem, że warto pochylić się na chwilę nad skądinąd moją ulubioną marką, która wyprodukowała ten biedny, żółty samochód rozbity w weekend w Poznaniu. Przedstawiam Wam po krótce Koenigsegga.
Cieszy mnie ona tym bardziej, że z na prawdę niszowej, staje się coraz popularniejsza, doceniana przez zamożnych tego świata, udowadniając, że nie tylko Ferrari i Lambo dają dobrą zabawę i charakterne samochody.
Koenigsegg, bo o nim mowa, to mała marka ze Szwecji – kraju, który kojarzy się przeciętnemu kierowcy z Volvo, a tym bardziej rozgarniętym, również z Saabem. A to właśnie tam, w mroźne poranki, do pracy przy motoryzacyjnych monstrach, zmierzają pracownicy niewielkiego zakładu z Angelholm. Wszystko zaczęło się w 1994 roku, gdy to młody, 22-letni Christian von Koenigsegg założył swoją firmę, zajmującą się samochodami sportowymi. Jednak dopiero trzy lata później mogliśmy podziwiać pierwszy produkcyjny model, o nazwie CC. Na zdjęciu poniżej:
Samochód wyposażono w silnik V8, o pojemności 3,8 litra i imponującej mocy 614KM. Przy masie poniżej tony, samochód osiągał prędkość maksymalną 354 km/h, a przyśpieszenie jakim mógł pochwalić się model CC wynosiło zaledwie 3,2 sek. do 100 km/h. Rozwinięciem tego modelu była wersja CC 2001, której sercem został silnik V8 o pojemności 4,7 litra i mocy 664KM. Przyspieszenie modelu 2001 nie zmieniło się, za to prędkość maksymalna wzrosła do 386 km/h, co pobudza wyobraźnie aż po dziś dzień.
Przez te kilkanaście lat, szwedzki producent raczył nas kilkoma mniej lub bardziej znanymi modelami. Ostatnim, najnowszym dzieckiem pana Koenigsegga jest Agera. Ten „potwór” jest jeszcze mocniejszy niż poprzednicy. W najmocniejszej specyfikacji – Agera R – jego moc sięga 1140 KM. Daje ona możliwość rozpędzenia się do 100 km/h w 2,9 sek. oraz osiągnięcie prędkości maksymalnej na poziomie przekraczającym 400 km/h. Jego widlasty, ośmiocylindrowy, turbodoładowany silnik, o pojemności 5 litrów, może być napędzany bioetanolem. Wtedy osiąga właśnie 1140 KM. Zatankowany tradycyjną bezołowiówką, osiąga „jedynie” 960 KM. W 2012 roku samochód ustanowił rekord świata, rozpędzając się do 300 km/h w jedynie 14,53 sek. Zdjęcie dumnego rekordzisty, poniżej:
Co ciekawe, wszystkie modele marki Koenigsegg mają napęd jedynie tylnej osi i całkowicie wyłączalną kontrolę trakcji. Przy tych osiągach gwarantuje to szeroki uśmiech na twarzy. Oczywiście pod warunkiem, że kierowca umie się w tym wszystkim odnaleźć, w przeciwieństwie do Norwega, który popisywał się ostatnio w Poznaniu. Jednym słowem, jeśli masz bardzo dużo pieniędzy, chcesz kupić Ferrari lub Lambo, zastanów się czy nie warto dorzucić trochę grosza i mieć jeszcze bardziej szalone auto, jednocześnie niebanalne.
Artur Ostaszewski