Samochody kompaktowe z doczepionym „kuprem” zdarzają się coraz częściej. Na początku nowej ery motoryzacyjnej były to takie konstrukcje, jak Renault Thalia, Skoda Fabia czy Ford Focus. Trend ten omijał do niedawna segment premium.
Dlaczego? Bo takie doklejenie kufra, to nic innego jak upraktycznienie hatchbacka, zazwyczaj kosztem jego wyglądu. Czyli rozwiązanie mało prestiżowe, a raczej po prostu dla ludzi, których nie stać na auto segmentu „D”, a chcą móc przewieźć więcej, niż oferuje bazowa Fabia czy inna Thalia. Ale czasy się zmieniły. Hucznie wszedł na rynek Mercedes CLA, teraz czas na Audi A3, które będzie gwiazdą tego testu. Ale skąd ten „ubogi” trend w samochodach segmentu premium? Już mówię – z Chin. To tam auta typu sedan są synonimem luksusu, a do tego Audi czy Mercedes – to już naprawdę szpan. Także w tym azjatyckim kraju, ulgi podatkowe związane są z wielkością samochodu. Oznacza to, że najlepiej mieć małego sedana – tak, by dużo nie płacić, ale żeby sąsiad zazdrościł. Wychodząc na przeciw oczekiwaniom tego ogromnego i chłonnego rynku, producenci droższych marek postanowili doklejać „tyłki” swoim hatchbackom. W Chinach pełen szał. A u nas? Zaraz się przekonamy…
W przeciwieństwie do wspomnianych wcześniej Fabii, czy Thalii, Audi A3 Limousine nie wygląda pokracznie. Wręcz przeciwnie. A3 bardzo mi się podoba. Nie ma efektu dolepionej na siłę pupy, odstającej niczym u wenezuelskiej matki z dużą nadwagą. Ma zgrabny „tyłek” niczym Miss Reef (polecam wygooglować). Bryła samochodu też jest niczego sobie. Kształty nowoczesne, cięte agresywnie i niebanalne. Reflektory przednie mają charakter – tylne też. Naprawdę udanie wygląda ten niewielki niemiecki sedan. I do tego bagażnik okazał się bardzo duży. Moim zdaniem ta wersja A3 jest dużo ładniejsza od bazowego hatchbacka. I nie jest aż tak bijący po oczach jak jego najbliższy konkurent – Mercedes CLA.
We wnętrzu jest jeszcze większy kontrast. Audi A3 stawia na wysmakowany minimalizm i wręcz ascetyczną konsolę środkową. Ja nie mam nic przeciwko. Wszystko jest ograniczone do minimum, a większością funkcji zarządza się dzięki systemowi MMI, którego problemy sprzed kilku lat zostały już wyeliminowane na dobre. Jest intuicyjny, prosty w obsłudze i po prostu działa tak, jak powinien. Siedząc za kierownicą nie da się też nie zwrócić uwagi na kierownicę. Nieduża, z bardzo efektownie wyglądającym, nadającym charakteru spłaszczeniem od dołu… Mniam! Do tego perfekcyjnie trzyma się w dłoniach – nie jest za cienka i świetnie pracuje. Zarówno kierownica, jak i reszta elementów wnętrza wykończona została materiałami bardzo wysokiej jakości. Fascynuje mnie dotyk chropowatych pokręteł od temperatury. Takie detale budzą szacunek i nadają „prawdziwości”. O to chodzi.
Testowy egzemplarz wyposażono też w nie byle jaki silnik. Jest to wersja z jednostką benzynową 1.8 TFSI, która legitymuje się mocą 180 KM i momentem obrotowym na poziomie 250 Nm. Niestety nie jest to wersja z napędem quattro. Za przeniesienie obu parametrów na koła, odpowiada skrzynia automatyczna S-tronic. Tu znów nieco szkoda, że nie jest zamontowana manualna przekładnia. No, ale nie można mieć wszystkiego… Nie narzekam. Biorę się za jazdę.
I tu samochód znów zaskakuje na plus. Zwłaszcza przyspieszeniem. Pierwsza „setka” na liczniku pojawia się już niewiele po ponad siedmiu sekundach. To bardzo dobry wynik. Tym bardziej, że w kabinie naprawdę czuć to przyspieszenie. Samochód jest bardzo zrywny i chętnie rwie do przodu. Nie grzeszy natomiast elastycznością. Po prostu musi się „wkręcić” i wtedy dopiero dobrze przyspiesza. Gdy przyjdzie nam ostrzej pokonać jakiś zakręt, nie będziemy narzekać, ale też nie wpadniemy w przesadny zachwyt. Samochód prowadzi się poprawnie, jest dość sztywny i na pewno nie skręca źle. Ale mam wrażenie, że quattro robiłoby to o niebo lepiej. Testowany sedan jeździ po prostu jak mocna przednionapędówka, o dobrym zestrojeniu zawieszenia.
Siedmiobiegowy S-tronic radzi sobie naprawdę dobrze. Skrzynia reaguje szybko i precyzyjnie, odpowiednio dobierając przełożenie do sytuacji. Jednak wszystko dobrze działa zwłaszcza przy włączonym sportowym trybie pracy. Wtedy mamy szansę na szybkie reakcje i gotowość do jazdy z uśmiechem na twarzy. Tryb standardowej pracy polecę raczej paniom. Fajną jazdę psuje niestety zawsze ganiony przeze mnie system Start-Stop. Nie będę po raz tysięczny się rozwodził. To po prostu zło i znamię pseudo-ekologów na współczesnej motoryzacji. Trzeba go w dodatku wyłączać przy każdym uruchomieniu silnika. Myślę, że po kilku tygodniach można sobie wyrobić po prostu taki nawyk – jak zapinanie pasów, czy zaciąganie „ręcznego” do postoju. Nie będziemy wtedy nawet o tym myśleć.
Audi A3 Limousine, z testowanym i godnym polecenia silnikiem 1.8 TFSI – w wersji podstawowej – kosztuje ok. 130 tys. zł. To niedużo za świeży model tego niemieckiego producenta, który wygląda i jeździ bardzo dobrze. Jednak wersja taka, jak testowa, to już wydatek o niecałe 40 tys. zł większy. I tu już wkraczamy w cennik większych Audi A4 czy BMW serii „3”. Temat więc do przemyślenia. Chińczycy na pewno będą zachwyceni, ale czy Wy – polscy kierowcy? Czas pokaże. Ja na pewno będę dobrze wspominał tydzień z A3 Limousine.
tekst: Artur Ostaszewski
zdjęcia: Maciej Gis (Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i udostępnianie bez zgody autora zabronione)
Pierwsze co muszę skomentować:
Jak można wrzucić Focusa do jednego worka z Thalią i Fabią? Przecież ten pierwszy to kompakt, a dwa ostatnie to mieszczuchy? (Thalia to nic innego jak Clio II z „kufrem”)
Już bardziej logiczne było by umieszczenie w tym porównaniu Fiesty zamiast Focusa, ale… no tak… Fiesta nigdy nie występowała jako sedan.
Z kolei o Focusie nie można powiedzieć, że to hatchback z doklejonym kufrem – o ile w tyle Thalii widać elementy Clio, a fabię sedan z tyłu można pomylić z hatchem, to Focusy zawsze miały mocno przerysowany tył, żeby ten kufer nie wyglądał na doczepiany. (dodam, że Focus sedan jest bardziej spadkobiercą Escorta, niż mutantem powstałym dopiero w wyniku mody na doczepianie kufra)
A jak już koniecznie potrzebujecie trzeciego do porównania, to dobrym przykładem jest Aveo. (szczególnie wcześniejsze generacje)
Jak dla mnie to kompletnie bez sensu taki samochod za 170 tysi. Chociaz ogolnie to bardzo fajny ale cena.
Dobry tekst i fajnie sie czyta tylko ja akurat nie jestem zwolennikiem niemcow. Japan forever!
No niestety ale nie mogę się zgodzic z kolegą „sefa”, który określił, zamieszczony powyżej tekst jako dobry. Pan redaktor postarał się oczywiście przy użyciu kilku jakże wyszukanych określeń. Jednak fajnie by było aby zostały wplecione w bardziej szczegółowy opis np jednostki napędowej, charakterystyki jej pracy czy też układu zawieszenia. Bez urazy ale patrząc przez pryzmat porównań oraz kilku stwierdzeń, tekst mogę uznać za dość ubogi jak na tak doświadczonego dziennikarza.
święta racja. Do tego tekst trochę krótki. Fajnie, że przynajmniej znaleźliście fotografa!