Nowa „Dyskoteka” już wkrótce zagości na offroadowych szlakach i pod przedszkolami.
Być może patrząc na zdjęcia nowego modelu zastanawiacie się, czy na skutek jakiegoś błędu na stronie nie czytacie wiadomości sprzed roku, kiedy na rynek wszedł następca Freelandera, Land Rover Discovery Sport. To prawda – nowe „Disco” jest bardzo podobne do swego mniejszego kuzyna. Kanciaste linie poprzednika ustąpiły miejsca bardziej obłym. Charakter Land Rovera został zachowany, choć ja trochę żałuję, bo byłem fanem stylistyki poprzedniego modelu…
Nowe Discovery urosło. Zaledwie 3 cm dzielą nadwozie od przekroczenia magicznej granicy 5 metrów długości – co sprawia, że auto jest aż o 12 cm dłuższe od obecnego Range Rovera Sport. Ale brytyjscy inżynierowie zafundowali temu SUVowi także porządną kurację odchudzającą. Dzięki zastosowaniu aluminiowej ramy, udało się zrzucić rekordowe 480 kg względem poprzednika. Jednocześnie, producent obiecuje istotną poprawę w kwestii wyciszenia, prowadzenia, czy bezpieczeństwa.
Pod maską prawdziwa rewolucja – po raz pierwszy, podstawowy silnik diesla będzie miał jedynie dwa litry i cztery cylindry. Nie powinniście być zaskoczeni, w końcu mamy 2016 rok i downsizing od jakiegoś czasu jest już codziennością.
Dwulitrowiec będzie oznaczony symbolem SD4 i łączony z 9 biegowym automatem ZF. Jego moc to 237 KM, zaś moment obrotowy to okrągłe 500 NM. Od zera do setki będzie rozpędzać się w osiem sekund. Nieźle jak na podstawowy silnik, prawda? Miłośnicy większych jednostek będą mogli wybierać spośród trzylitrowego „ropniaka” V6 (TD6, 255 KM, 600 NM, 7.7 s do setki) i 335 konnej benzyny z doładowaniem (Si6, 450 NM, 6.9 s do setki). Ten ostatni silnik prawdopodobnie nie będzie liderem sprzedaży, ale Discovery z nim pod maską może być naprawdę przyjemne podczas jazdy.
Jak zapewnia producent, nie tylko na asfalcie. Land Rover stara się pamiętać o tym, że jest producentem aut terenowych. Najnowszy model ma zostawiać swego poprzednika w tyle również poza ubitym szlakiem. Ma pomóc w tym seryjnie montowany system All-Terrain Progress Control, znany już z Evoque’a i udoskonalony. Prześwit będzie mógł być zwiększony aż do 283 mm, zaś gdyby komuś zachciało się nieco wykąpać, auto nie będzie protestować nawet przy akwenie o głębokości 900 mm.
Do tego – elektroniczni pomocnicy ułatwiający jazdę i manewrowanie z przyczepą, rekordowo przestronna kabina z siedmioma siedzeniami, nowy system multimedialny i pneumatyczne zawieszenie. No i oczywiście dziesiątki innych opcji, ułatwiających życie i odróżniających Wasz egzemplarz od innych.
Oficjalnych cen jeszcze nie podano, natomiast pewne jest, że tanio nie będzie. Jak zwykle w tej marce. Ale jeżeli ktoś czuje klimat Land Rovera, najpewniej nawet nie spojrzy na konkurencje spod znaku Volvo, Audi czy BMW. Chyba że jego serce skradnie jednak Range Rover.
Mikołaj Adamczuk
fot. autoexpress.co.uk